Właśnie, co do ostatniej wypowiedzi IBDG...
Ja, wcześniej możliwe, a właściwie sądzę, że byłam nietolerancyjna, ale doświadczyłam mnóstwo nietolerancji i nadal jej doświadczam. Więc, mogę każdą nowo poznaną osobę akceptować, tolerować, nawet jeśli ktoś mówił na nią tak i tak, po prostu muszę się sama przekonać, czy to prawda, nie ufam takiemu zdaniu kogoś, bo ktoś usłyszał od kogoś, bo przez to ja mam okropną reputację, ale to inna historia.
Po prostu, ja wiem jak to jest i nie chcę, żeby spotkało to kogoś, kto niczym sobie na to nie zasłużył. Trudniej mi zapomnieć czyjąś winę, jeśli był nietolerancyjny wobec mnie, to czemu ja mam go tolerować? Może to nie jest zbyt dobre, ale inaczej nie potrafię.
Ale i tak mimo tego, wybaczam, po czasie ufam, na początku tylko znajomość. Zaufałam tak wielu osobom? I co? Przejechałam się
Staram się nie zniechęcać, ale za każdym razem jest coraz trudniej, tymbardziej, że teraz jedna historia się powtarza, czy się powtórzy, zobaczymy, narazie jest podobnie jak pół roku temu...
Jak to cytuję z jednej piosenki "Potajemne kłamstwa i insynuacja, to wszystko zszargało moją reputację"
Staram się nie przejmować zdaniem innych, ale mówiąc baaardzooo delikatnie irytuje mnie, jak ktoś mnie nie zna, a ocenia po tym co słyszał od innych, a w mojej miejscowości praktycznie wszyscy w moim wieku coś o mnie słyszeli, szczególnie ten rok i to miłe rzeczy nie są, ale zupełnie bezpodstawne... A jakie? Czy to moja wina, że jestem zdolna? Inteligentna? (nie chcę być nieskromna, ale) No czy muszą tak robić, żeby mi dokopać, żeby pogrążyć mnie chociaż tym, skoro w szkole, z nauką problemów nie ma? Niestety, wygląda na to, że tak, ale co ja im zrobiłam? Zastanawiam się...
W chwilach zawahania, upadku, potrafię nawet winić siebie za to wszystko, czasem myślę, że słusznie, po prostu tak jest. Ostatnio się poważnie zastanawiam nad psychologiem, ale dla kogo? Dla mnie, czy raczej jak w jednej piosence - dla wszystkich wkoło, dla całego świata - Cały świat potrzebuje psychologa...? Bo czy to moja wina? Czy muszą próbować psuć mi nastrój, kiedy z pesymistki jestem (znowu) szaloną optymistką starającą się wykorzystać życie - żebym nie żałowała, po prostu tak, jakby każdy dzień miał być moim ostatnim.
Rozpisałam się, ale dzisiaj szczególnie mi to leżało na sercu i nasunął się ten temat. Gadałam dzisiaj z przyjaciółką, co by pomyślała jakby mnie zobaczyła na mieście - spoko zioom, a jakby była taką jedną lalunią - a ona skąd się urwała świruska...
Nie tylko po wyglądzie, ale również zachowanie. Odbiegam od norm...