Pomózcie mi bo od zmysłow odchodzę
Wczoraj mojej siostry kosia zaczęła rodzic. Miała skurcze i okropnie przy tym cierpiała. Stawała na tylnich nózkach, a gdy przychodził skurcz to az
zamykała oczka z bólu. Okropnie to wygladało, chcialam jej jakos pomoc.
Oddzieliłam samca jedynie i zostawiłam ją w cichym, spokojnym miejscu.
Ale najgorsze zaczeło sie gdy zaczela rodzic: urodzila tylko 2 oseski,
niewyksztalcone, martwe Sad cała we krwi, byla bardzo słaba. Teraz
sie boje o jej zdrowie..bo wiem ze ma maluchy jeszcze w brzuszku - to
jest wyczuwalne pod palcami (czasem mozna uslyszec jakby jej "burczało
w brzuchu..")
Mam problem, bo nie wiem czy to koniec porodu. Zatrzymala sie akcja.
Jezeli dluzej pozyje z maluchami w brzuchu to przeciez
Jak dlugo wasze koszatniczki rodziły?(pewnie nie mialy problemu z tym..). Moja wczoraj wieczorem zaczela
rodzic. Dzis sprawdzalam rano, nic nie urodziła. Ale przed chwila znow
wyglada jakby miała rodzic (nie ma skurczy, ale brzydko mowiąc -
wystaje jej jakis kawalek ciałka, łożysko?)
Dzwonilam do weta, on powiedzial ze do jutra mam czas. Jezeli nic sie
nie wydarzy mam przyjechac a on postara sie by Frida zyła, tylko mowi
ze koszatniczki sa ruchliwe zwierzaki, ona sie bedzie bardzo tego bała
i kto wie czy tragicznie sie dla niej to nie zakonczy..
Czy ktos byl w podobnej sytuacji? Ze urodzily sie martwe maluchy, akcja
porodowa zostala zakonczona a w brzuszku dalej byly maluchy? Co mam
robic?! Jestem zrospaczona, bo nie chce smierci mojej kosi Sad a moze
jeszcze urodzi?
Co do terminu porodu, tu nie jestem pewna.. ale jest raczej prawidłowy.
A nawet troche opozniony.. bo juz w styczniu miała lekki brzuszek.