natchnęło mnie podczas słuchania 'Eat You Alive' Limp Bizkit
-------------------------------------
Złapałam za bluzę, Michał powiedział Danielowi, że wychodzimy, lekko trzasnął drzwiami (niechcący oczywiście), gwizdnął na Mansona (psa) i wyszliśmy. Jakiś czas nie odzywaliśmy się do siebie. Nie przeszkadzało mi to, ale chciałam jeszcze trochę pogadać o Pawle.
- Wiesz... Ja naprawdę nie wiem, co mam zrobić... Bo on... No to jest przecież mój kumpel. Ja nie mogę...
- Możesz - przerwał. - Powinien zrozumieć.
- Powinien, ale czy zrozumie?
- Tego nie wiem, nie znam go tak jak ty.
- No właśnie... A ja nie chcę go zranić.
- A chcesz z nim być?
- Nie... To przyjaciel... tylko przyjaciel.
- Jeśli naprawdę nie chcesz, to powiedz mu to.
- Ale...
- Przecież nie możesz być z nim, jeśli tego nie chcesz. Nie poświęcaj się w ten sposób... Zresztą on na pewno nie chciałby, żebyś przed nim udawała, że go kochasz.
- No tak... Tylko ja się boję, że on będzie mi to miał za złe... Że nasza przyjaźń się rozpadnie...
- Jeśli mam być szczery, to pewnie tak będzie...
- No własnie... - skrzywiłam się. - A najbardziej denerwuje mnie to, że oni wszyscy posądzają nas, że... no wiesz.
- Nie ma się co denerwować, olej to. Ale wiesz co, Daniel też tak myśli - roześmiał się.
- Pytał...?
- Taa... Spodobałaś mu się. Jak zostaliśmy sami, zanim przyszła 'reszta', poklepał mnie po plecach i powiedział, że mam dobry gust i że do siebie pasujemy. Nawet nie próbował ciebie podrywać.
- Eee... no zauważylam. Nie wiem jak ty takie teksty potrafisz olać... W ogóle to na ciebie nie działa.
- Powiedzmy, że się uodporniłem. Tylko trochę cierpliwości i tobie też się uda.
- No... mi właśnie czasami brakuje tej cierpliwości... Jestem nerwus, hehe...
- Taaa? Nie zauważyłem jeszcze.
- To mnie nie znasz.
- A może po prostu ja mam do ciebie podejście i nie działam ci na nerwy? - uśmiechnął się ironicznie.
- No fakt... O której wracają twoi rodzice? - zmieniłam temat.
- To nie są moi rodzice... A wracają około 11.00.
- Co?
- Około 11.00. Przed południem.
- No ale... jak to nie twoi rodzice?
- Nie rozmawialiśmy o tym?
- Nie...
- Nic nie wiesz?
- Nie...
- No cóż... To są moi przybrani rodzice.
- Ale... jak to?
- Adoptowali mnie... Miałem wtedy jakieś 4 lata.
- Przepraszam - wyjąkałam.
- Przestań, nie ma o czym mówić.
- Mogę o coś spytać? - powiedziałam po chwili milczenia.
- Swoich prawdziwych rodziców nie znam, jeśli o to ci chodzi. Matka zostawiła mnie w szpitalu, nigdy więcej jej nie widziałem. Podobno czasami mnie odwiedzała, ale nic z tamtego okresu nie pamiętam.
- Niebardzo wiem, co powiedzieć...
- Nie musisz nic mówić. Jeśli cię to krępuje, to nie było rozmowy.
- Nie... to znaczy tak... no...
Roześmiał się.
- Piękna noc, prawda?
- Ale ty perfidny jesteś...
- No przecież widzę, że ci głupio, hehe...
Wschodu słońca nie obejrzeliśmy - wróciliśmy do domu. Paweł znowu gdzieś zniknął. Około 9.00 reszta gości się rozeszła i zaczęło się sprzątanie. Ja, Anka i Daniel zostaliśmy, żeby pomóc. Ja zmywałam naczynia, wyrzuciłam śmieci i zmyłam podłoge. Za bardzo się nie napracowałam, ale zawsze to coś, hehe. Kiedy skończyliśmy, dochodziła 11.00. Najpierw poszliśmy odprowadzić Ankę. Na pożegnanie dala Danielowi 'buzi', ale 'tylko' w policzek. Michał puścił do mnie oczko, jakby chciał powiedzieć 'a nie mówiłem'. No cóż... Rzeczywiście, miał rację. Anka znalazła sobie chłopaka. Mieli podobne charakterki... Nawiasem mówiąc, to śmiesznie wyglądali - ona taka mała, a on wysoki.
-------------------
No i coś tam skleciłam
echhhh
CDN