Przepraszam, że tak długo... Nie miałam czasu
**************
Usiadłam na ziemi. Smutek powoli zmieniał się w złość... Przypomniałam sobie o kawałku szklanej figurki, który wciąż leżał w mojej kieszeni. Wyciągnęłam go i uważnie go obejrzałam. Przypomniał mi wszystkie chwile spędzone razem z... Znowu zachciało mi się ryczeć. Ścisnęłam odłamek szkła. Krew wolno spływała mi po ręce, ale nie czułam bólu. Patrzyłam obojętnie na zranioną dłoń. Nie wiem, jak długo tak siedziałam. Może to głupie, ale wydawało mi się, że zaraz nastąpi koniec świata... Chciałam być sama, a jednocześnie tak bardzo pragnęłam, żeby ktoś mnie przytulił...
- Hej!
Drgnęłam. Kto to mógł być? Nieznajomy głos...
- Sama tutaj?
Stał z tyłu. Nie odwróciłam się i dalej milczałam. Po chwili dość daleko zobaczyłam psa, chyba berneńczyka.
- Hmm... Mogę?
Wzruszyłam ramionami. Najwyraźniej uznał to za zgodę, bo usiadł koło mnie. Poczułam przyjemny zapach...
- Boże... Pokaż tę rękę - powiedział kiedy zauważył moją zakrwawioną dłoń. Uklęknął przede mną i delikatnie wziął moją dłoń w swoją. Upuściłam odłamek. Spoważniał.
- Trzeba to opatrzeć. Chodź... - podniósł mnie za drugą rękę. - Idziemy. Nie możesz tu sama siedzieć.
Ruszył szybkim krokiem w stronę tego samotnego domku. Posłusznie szłam za nim. Milczeliśmy. Obok niego truchtał berneńczyk, zrezygnowany, że spacer tak szybko się skończył. Niedługo dotarliśmy na miejsce. Otworzył przede mną drzwi. Weszłam do środka. Rzucił smycz na półkę.
- Tutaj - wskazał mi kuchnię. - Chodź. Siadaj.
Delikatnie opatrzył ranę. Jego dotyk był całkiem przyjemny...
- No, już - odsunął się i oparł o stół.
Spojrzałam na opatrunek. Hmm... Fachowo. Poczułam na sobie spojrzenie. Podniosłam wzrok. Przyglądał mi się badawczo. Dziwne, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Po chwili znowu przypomniałam sobie o Piotrku... Musiałam, po prostu MUSIAŁAM o tym komuś powiedzieć...
- Pół roku... pół roku szczęścia. Z nikim nie było mi tak dobrze... On... Był moją drugą połową... Przynajmniej tak mi się wydawało. A teraz... dzisiaj... Już koniec. Koniec! A ona... dlaczego? Jak on mógł... - ukryłam twarz w dłoniach i rozpłakałam się (który to już raz dzisiaj?).
Podszedł do mnie.
- Nikt nie zasługuje na twoje łzy, a ten kto na nie zasługuje, na pewno nigdy cię do nich nie doprowadzi - zacytował.
Jak ja uwielbiałam to zdanie! Tylko... akurat teraz o nim zapomniałam.
- Ja już nie mogę... On... Przecież jeszcze niedawno... - wyjąkałam przez łzy.
Niewiele się nad wszystkim zastanawiając (właściwie to w ogóle się nie zastanawiając), przytuliłam się do niego. Rozpłakałam się już na dobre. Drgnął. Dopiero zorientowałam się, że wbiłam panokcie w jego plecy. Szybko odsunęłam się.
- P... Przepraszam - szepnęłam.
- Nie ma sprawy.
Uświadomiłam sobie, że nawet nie znam jego imienia.
- Michał - uśmiechnął się przyjaźnie. - A ty?
- Magda...
Znowu dopadł mnie 'atak płaczu'. Tym razem już całkiem świadoma tego, co robię, wtuliłam się w niego. Po chwili ostrożnie odsunął się, trzymając ręce na moich ramionach. Spojrzał mi głęboko w oczy.
- No, już dobrze. Nie płacz. Ciii...
Dość długo tak siedzieliśmy... Kiedy zrobiło się ciemno, powiedziałam, że muszę już iść do domu. Rodzice się niepokoją. Zapytał:
- Gdzie mieszkasz?
Podałam mu adres.
- No, dość daleko. Odprowadzę cię, nie powinnaś iść sama. Jest ciemno.
Zabrał psa i wyszliśmy. Co chwilę ocierałam łzy. Dalej nie mogłam otrząsnąć się po tej całej historii z Piotrkiem. Całe szczęście, że spotkałam kogoś, komu mogłam się wygadać. Nie chciałam o tym myśleć, ale... Nie. Muszę się postarać i przestać...
- Dziwne, że nigdy się nie spotkaliśmy. Mieszkam tu od dość dawna - powiedział. Niesamowite, jak potrafił mnie wyczuć.
- Tak... Do jakiej szkoły chodzisz? - spytałam.
- Do LO, ale nie w tym mieście - uśmiechnął się. - Dojeżdżam. A ty?
- Gimnazjum...
- No, ja dwa lata temu je opuściłem. 15-tego marca miałem osiemnastkę.
- No to powinnam mówić ci 'pan' - "nie do wiary... Dzisiaj zawalił mi się świat, a stać mnie jeszcze na żart!" pomyślałam.
- No jasne - roześmiał się.
Minął nas ładny, czarny samochód.
- Moi rodzice - odprowadził wzrokiem auto.
Doszliśmy w końcu do mojego domu. Zatrzymałam się i spojrzałam na niego.
- Wiesz... Ja chciałam... Podziękować. Nie przeszedłeś obojętnie... Podałeś mi rękę... Naprawdę... Ja... Ja nie wiem jak ci się odwdzięczę.
- Nie ma o czym mówić - uśmiechnął się. - Nie musisz dziękować.
- Ale ja... naprawdę...
- Ciiiicho...
- No... dobra. Ale ja dziękuję... Mimo wszystko... Miałam się komu wygadać...
- Naprawdę nie ma sprawy. Jak będziesz znowu potrzebowała pocieszyciela, daj znać - roześmiał się.
- Hmmm to co mam przyjść do ciebie? - spytałam.
- Masz komórkę?
Podałam numer. Zapisał.
- Tylko obiecaj mi, że nie będziesz o tym wszystkim myśleć - powiedział.
- No... Wiesz...
- Uznaję to za zgodę.
- Ok. Dobra, idę już. Pa i... wielkie dzięki - odparłam, już poważnie.
- Pa.
Weszłam do domu.
********
CDN jeśli chcecie oczywiście