Pamiętam jak jako młoda lekarka wędrowałam z Buldogiem przez Tybet. Zostaliśmy tam wysłani, żeby odnaleźć legendarnego Yeti. Mieliśmy go złapać i skrzyżować z meksykańskim bezwłosym. Buldog lubił eksperymentować i był ciekaw, co też z tego wyjdzie! Zawsze twierdził, że lubi jak coś jest duże i łyse (podobno mnie za to lubi - no cóż, kwestia gustu). W Himalajch, jak w Himalajach - szron się robi na.....(hmmm, hmmm) wąsach, zimno jak cholera. A Buldog przecież krótkowłosy, ja łysa. Wstąpiliśmy do klasztoru. Buldog oczarował wszystkich mnichów. Najbardziej zapadł im w serca fachowo wykonany przez nas w kufajkach i śniegowcach taniec flamenco (pewnie nie wiecie, ale Buldog świetnie tańczy)... Nie mieliśmy kastanietów, ale dalaj lama pożyczył nam swoją sztuczną szczękę. Świetnie się spisała w tej roli. Do tej pory "jeździ" z nami po całym świecie. Co do Himalajów i krzyżówki, to niedługo postaram się zamieścić zdjęcia dokumentujące nasze osiągnięcie.
Pozdrawiamy tym razem z Meksyku.
P.S. Buldog uwielbia chili.