Dzisiaj dopiero przeczytałam ten artykuł ...
i jestem w szoku !
Odeszła wielka dama polskiego ujeżdżenia – Anna Małecka.
Była bardzo odważną osobą, nie było dla niej rzeczy niemożliwych.
Im większa jest klasa człowieka, tym mniej boi się rozbrykanego konie i tym mniej boi się... brykającego życia.
Ania nie bała się ani konia, ani życia. Pytana, jak radziła sobie w trudnych chwilach, miała jedną odpowiedź: „Chyba mnie dość dobrze wychowano”.
Była dumna, że pierwsi polscy dresażyści to ludzie wykształceni, inteligentni, umiejący się znaleźć nie tylko na czworoboku. Jednym tchem wymieniała Wandę Wąsowską, Elżbietę Morciniec, Andrzeja Sałackiego, Bogusława Misztala, Wojciecha Dąbrowskiego i Krzysztofa Tomaszewskiego.
Ania zawsze walczyła o dobre obyczaje i kulturę w jeździectwie, nie znosiła chamstwa i nowobogackich tonów.
Ta kucha i wiotka Pani była niczym skała oparciem dla przyjaciół. Zarażała swoim optymizmem i energią. Jak romantycy, mierzyła siły na zamiary, a nie zamiary podług sił.
Była niezwykle lojalna i oddana w przyjaźni. Jeżeli już kogoś polubiła, to nawet z wad robiła zalety.
Potrafiła z najbardziej banalnej scenerii wyczarować piękno i elegancję.
Anna Małecka była człowiekiem bardzo zasłużonym dla polskiego jeździectwa. W czasach, gdy nieliczni wiedzieli, co zrobić, by koń zrobił lotną zmianę nogi, Ania tłumaczyła i wydawała książki światowych dresażystów. Przez lata uzbierało się 30 tytułów – pozycji cennych dla miłośników jeździectwa.
Jej śmierć 6 lipca była dla wszystkich szokiem. Nadjeżdżający z przeciwka samochód nie dał jej żadnej szansy. A była świetnym kierowcą.
W takich chwilach pytamy: Panie Boże, dlaczego? - do czego Ci była potrzebna w niebie Ania Małecka? Czy są tam czworoboki, które będzie sędziować? Czy tam na górze ktoś doceni urodę mody jeździeckiej, którą Ania od lat projektowała? Czy w niebie są potrzebne kursy instruktorskie?
Tu, na ziemi była tak potrzebna. Rzadko rodzi się człowiek tak wszechstronny. Ania była doktorem fizyki, dla koni porzuciła karierę naukową, przeniosła się na wieś.
Prowadziła Klub Jeździecki w Zbrosławicach, a w ostatnich latach była prezesem najlepszego w Polsce klubu dresażowego: LKJ Lewada w Zakrzowie. Organizowała zawody jeździeckie, kursy instruktorskie, szkolenia.
Jak każdemu z nas, zależało jej na wielu rzeczach, ale naprawdę kochała dwie: Lewadę i swoje Misieczki – 28-letnią Migrenę i 14-letnią Rodezję. Lewadzie poświecała marzenia i pomysły, a miała ich wiele. O swoich koniach mówiła czule: moje jaśnie panienki.
W imieniu przyjaciół żegnam Cię, Aniu w wielkim bólu. Śpij spokojnie.