Kurczę no. Normalnie nie miałabym co pisać na wątku o dołkach i takich tam, bo ciężko mnie zdołować i jak już to zagryzam i czekam aż przejdzie. Ale teraz pałka się przegięła - znacie sprawę Ozzy'ego na pewno. Mocno przeżywam takie rzeczy, opowiedziałam o tym "przyjaciółce", której mówiłam prawie wszystko - zjechała mnie za to, że się przejmuję takim czymś, że to nie jej sprawa, palcem nie kiwnie, ma gdzieś że ludzie się tym interesują i interweniują, zjechała za to, że myślę inaczej niż ona. Czy naprawdę jest aż tak nieczuła na inny rodzaj cierpienia niż swoje? Powodów do marudzenia, dołowania się i cięcia szuka nałogowo... Ucięła rozmowę słówkiem "dobranoc" - obraziła się i poszła. Pewnie za kilka dni się odezwie jak gdyby nigdy nic i będzie gadać jak to ją kot drapie a papuga rozwala pierze po pokoju, ale na odpowiedź niech nie liczy...
I przepraszam, że tu się tak zwierzam (kurczę, to taki jakby ekshibicjonizm dla mnie
), ale chyba zrozumiecie, o co idzie... Bezsilność mnie zżera...
Ach, już nie mówię o tym, że dzisiaj na spacerze z Arisem widziałam, jak jakaś rodzinka zakopywała owczarka niemieckiego pod krzakiem...