mama zmarła na raka mózgu... przez ostatni około tydzień, może nawet dwa praktycznie cały czas leżała w łóżku, mało co wstawała. mało mówiła, na pytania najczęściej nie odpowiadała. ale to nei była jej wina, to było uszkodzenie w mózgu. tylko wiecie, co najbardziej mnie boli? że jak ona np. chciała pójść do ubikacji i nie mogła wstać to prosiła mnie o pomoc. to dawałam jej rękę ona siadała i nie chciała wstać [przez to jakieś uszkodzenie, była lekko 'niepoczytalna' można tak napisać] i tak mogłam stać pół godziny a ona nie wstawała... i ja, mimo iż mam 14 lat denerwowałam się i krzyczałam na nią. pamiętam jak ze łzami w oczach powiedziała do mnie "nie krzycz na mnie" popłakałam się wtedy. i ja nie mogę sobie wybaczyć, że taka dla niej byłam... ona nic nie mogła zrobić że nie mogła wstać, czy nie odpowiadała mi na pytania. a ja na nią też krzyczałam, jak po raz dziesiąty zadawałam jakieś pytanie a ona nie odpowiadała... przeze mnie bardziej się męczyła, ja też nie lubię jak na mnie ktoś krzyczy
jeju
albo pamiętam jak spytała niedawno, czemu ona musi tak cierpieć, dlaczego ją to spotkało...
ja powoli przestaję wierzyć w boga... poryczałam się znów