Ten weekend spędziłam na wsi, gdy przyjechałam i dowiedziałam się, że mój wiejski, ukochany piesek Kajtek jest chory nie mogłam uwierzyć...
Piesek chodził bardzo powoli, skamlał czasem podczas, gdy kład się w pozycji leżącej lub gdy siadał, było mi tak smutno i przykro na niego patrzeć, robiłam wszystko, żeby ulżyć mu ból, karmiłam z ręki do pyszczka, chodziliśmy na powolne spacery, by mógł się załatwić, on tak uwielbiał biegać za mną... a teraz ledwo się poruszał
Nie mogłam uwierzyć, że to ten sam Kajtek, niegdyś rozbiegany, rozszczekany, radosny, a teraz...
Z pewnoscia spytacie dlaczego nie bylismy z nim u weta, otoz nie bylo jak go przetransportowac do bardzo oddalonego miasta (gdzie najwyrazniej musial znajdowac sie weterynarz) Ktorego byc moze przez weekend nie bylo w "lecznicy".
Dzis mama zadzwonila na wies do dziadka, on powiedzial ze z Kajtkiem coraz gorzej, malo je, prawie w ogole sie nie porusza, przeciez jak on umrze to ja tego rowniez nie przezyję to moj najlepszy psi przyjaciel.
Jutro tata (najwyrazniej) pojedzie na wies i wezmie Kajtka do weta, chocby nie wiem co, boję się tego co powie wet jak kary smierci
On nie moze mnie zostawic!
Dolanczam jego fotkę, zobaczcie jaki jest uroczy, gdy pomysle, ze moze juz go nie byc...
Moja mama przypuszcza, ze choroba Kajtusia jest spowodowana tym ze wpadl on pod samochod (uszkodzenia wewnetrzne) ale nie wiem czy to prawda, bo on potrafil "dobrze" biegac po ulicy, po za tym nie oddalal sie zbyt daleko od domu.
Inną rzeczą moze byc napasc ze strony wrogo nastawionych w ogole do ludzi na wsi sąsiadow, byc moze chcieli oni nam zrobic na zlosc i uderzyli lub cos innego Kajtka, ale niestety w 100 proc. nie jestem pewna