Zoologu - największym zagrożeniem dla rodzimych gatunków jest sam człowiek i jego gospodarka - rolnictwo,chemia,niszczenie i zanik siedlisk - zadek jenot czy norka nie wyrządzą takich szkód
ile gatunków wyginęło przez człowieka?
żaden jenot,szop i norka nie zniszczą tego świata a wielce rozumny człowiek ma na to wielką szansę
zresztą,wpływ obcych gatunków nie jest do końca zbadany,ba!,nawet ich liczebność nie jest znana - nawet jeśli ich wpływ jest szkodliwy to należy im się
szacunek - nie wolno namawiać do rzucania kamieniami,wyzywać od " śmieci ",porównywać ich zabijania do " sprzątania śmieci w lesie ' oraz nawoływać do gazowania i bezwzględnego tępienia - moim zdaniem,tak się nie zachowuje przyrodnik czy ekolog.
Poza tym,niezależnie od tego jak by się myśliwi nie spięli to nie da się doszczętnie wytępić gatunku bez znajomości jego liczebności i bez zaangażowania wszelkich,także nieetycznych i niemoralnych metod / trucie,gazowanie,brak okresu ochronnego,itp. / a w Polsce myśliwi i przyrodnicy chcieliby doszczętnie wytępić norkę,jenota i szopa pracza a liczebność lisów ograniczyć niemal do zera:
Można by powiedzieć że liczba lisów po takich "zabiegach " zbliża się do zera.
Lisie Ty z kolei zrozum
Myślę że i Ty,
Zoologu Mógłbyś zrozumieć że są ludzie o różnej wrażliwości i że nie wszystkim podoba się " obiektywne i merytoryczne " a jednocześnie pozbawione wszelkich uczuć postrzeganie zwierząt przez część naukowców,biologów,itp. dla których wydanie wyroku na x osobników danego gatunku jest jak przyniesienie mleka z lodówki
dla tego też stronię od wielce naukowych wywodów ludzi pokroju prof.Bobka,który zarządza redukcję jeleni i saren czy prof. Mirosława Ratkiewicza który niedawno eksperymentował na łosiach:
http://wyborcza.pl/1,75476,8774215,Los_to_superktos.htmla dzięki opinią niektórych znawców,specjalistów i decydentów może dochodzić do takich sytuacji:
na początku lat 90., za czasów pewnego ministra czy też Dyrektora Lasów, którego nazwiska nie pamiętam, ale m.in. myśliwi je dobrze zapamiętali, doszło do planowej i dużej redukcji pogłowia jeleni i łosi. W latach 80. oba te gatunki osiągnęły wysokie stany liczebności, m.in. za sprawą gospodarki łowieckiej ukierunkowanej wówczas na dewizy z polowań dla myśliwych "dewizowych". Wysokie stany jeleni dawały gwarancję udanych rykowisk i dużej ilości byków do strzelenia. Właśnie w latach 80. jelenie pojawiły się w wielu miejscach gdzie wcześniej pojawiały się tylko sporadycznie, lub w ogóle ich nie było. Podobnie, ale na większą skalę dotyczyło to także łosia - regularnie polowano na nie nawet na Pomorzu Zachodnim i w Lubuskiem.
Natomiast według owego ministra, tak wysokie stany powodowały znaczące szkody w lasach, co w warunkach nowej gospodarki mogło stanowić problem (szczególnie duże szkody miały robić właśnie łosie). Efektem była planowa redukcja pogłowia jeleni i łosi. Na koła łowieckie narzucono wysokie plany odstrzałów, często 2-3 wyższe niż w latach poprzednich, szczególnie w odniesieniu do łań i łosz. Przy czym koła łowieckie protestowały, bo myśliwi chcą mieć wysokie stany jeleni, dające dochody. Osobiście byłem świadkiem "wymuszania" takich odstrzałów - robiono to bardzo prosto - zmniejszano plany odstrzału dzików, których z kolei myśliwi chcą mniej, bo robią szkody. Na dodatek od początku lat 90. za szkody płacą koła łowieckie z własnych pieniędzy (wcześniej płacono z pieniędzy nadleśnictw). W efekcie, gdy koła mające duże szkody występowały o zwiększenie ostrzału dzików, to słyszały - ok., ale najpierw wykonajcie plan odstrzału łań. Podobnie było z łosiami. W efekcie po redukcji z początku lat 90. zapomniano o polowaniach na łosie na większości terenów na zachód od Wisły.
Nie było to więc żadne "drastyczne załamanie populacji" z planowe jej zredukowanie, odgórną decyzją, w interesie Lasów Państwowych.
http://forum.przyroda.org/topics4/rzez-losi-nad-biebrza-vt13344,60.htm#365932jeszcze raz przypomnę Ci
Zoologu tę wypowiedź ( niestety,nie pamiętam już kto jest jej autorem ... ):
Stosunek myśliwego i naukowca do tępienia szkodników jest często identyczny, przy czym ci drudzy czują się bardziej upoważnieni z tytułu rzekomego poparcia swoich teorii badaniami naukowymi, których prawie nie ma, a o monitoringu zjawiska szkodliwości na poszczególnych terenach (np. chronionych) nie ma nawet mowy. Ten brak rzetelnej wiedzy nie przeszkadza jednak w formułowaniu "naukowych" twierdzeń i nawet zaleceń ochroniarskich. Tak jest w "Poradniku ochrony siedlisk i gatunków", gdzie czytamy np. o oharze: "...na kondycję całej populacji lęgowej negatywny wpływ ma drapieżnictwo ze strony lisa i jenota, jednak natężenie tego zjawiska nie jest zbadane". Po czym w zaleceniach: "...ograniczyć liczebność lisa i jenota na znacznych obszarach kraju [...]". Powiem szczerze - mi humanitarne zabijanie zwierząt w celach kulinarnych nie przeszkadza, ale nakłanianie do eksterminacji gatunków (choćby obcych) już tak. I żeby taki "holokaust" był skuteczny, to należałoby stosować trucie, palenie, zgniatanie i rozjeżdżanie na masową skalę, bo myśliwi narobią tylko dużo "hałasu" w środowisku. Więc jaki jest sens takich "pseudonaukowych" zaleceń?
moje poglądy na ten temat są zbliżone.
I żeby zamknąć ten temat,powiem jasno:
nigdy nie będę popierał wybijania,tępienia jakichkolwiek gatunków zwierząt,trucia ich i gazowania,zabijania za wszelka cenę,nieważne,rodzimych czy obcych,szkodliwych czy nie
każdy ma swoje sumienie i w nim się rozlicza,ja uważam że problemów nie da się rozwiązać za pomocą dwururki,śrutu,trucizny i gazu - każda próba załatwienia problemu poprzez bezwzględne wybijanie zwierząt kończy się źle - np.wyżej przytoczona redukcja jeleni i łosi - dodajmy że to ci sami którzy podejmowali decyzję o redukcji wcześniej doprowadzili do tego że zwierząt było tyle a tyle,bo taka ich ilość przynosiła korzyści myśliwym.Zauważ jeszcze
Zoologu że myśliwym nie przeszkadzają tylko te nieszczęsne norki,jenoty,szopy oraz lisy,oni uwzięli się także na nie tak liczne borsuki,które oskarżają o szkody w zwierzynie drobnej - i choć
Arkady pisał tu kiedyś że borsuk takich szkód nie wyrządza to z drugiej strony pisał również że nie ma przesłanek żeby nań nie polować
ja osobiście nie rozumiem takiego postrzegania przyrody,czyli zabijamy wszystko co tylko jest gatunkiem łownym - bo można.