Takie oswajanie zawsze wygląda inaczej. Gdy latem były u mnie Młode (trzy koteczki, dziczki) jedna przybiegała do michy po trzech dniach, inna zaś i po trzech tygodniach dalej stroniła od ludzi. Tusia (ranna, piwniczna koteczka) potrzebowała kiedyś na akceptację domu prawie miesiąca, Agata (dość podobna historia kociej biedy) zaczęła w widoczny sposób oswajać się po godzinie (pierwsze mruczenie na rękach), a teraz, po dwóch miesiącach, wskakuje mimo usztywnionej łapki na kolana i jest mruczenie z figurami, chociaż czasem widać nadal po niej, że ona z dziczków.
Naprawdę, z każdym kotem czy kociakiem bywa inaczej.