Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukanie zaawansowane  

Aktualności:

Strony: [1]   Do dołu

Autor Wątek: Ona i jej psycholog.  (Przeczytany 3415 razy)

0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

anas

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 4660
Ona i jej psycholog.
« : 2008-10-24, 17:23 »
Dawno nic nie pisałam. Długo przymierzałam się do napisania tego opowiadania, lecz w końcu się udało. Jest to coś raczej w rodzaju opisu przeżyć nastolatki, którą matka wysyła na wizyty do psychologa, ponieważ nie potrafi się z nią dogadać.
Tak, nie dokończyłam żadnego wcześniejszego opowiadania, ale nie bijcie mnie... Mam nadzieję, że te się skończy i ukaże w całości.
Na razie pierwsza część (druga jeszcze w "budowie"). Wiem, że temat wydaje się być z lekka oklepany, no ale mam nadzieję, że się spodoba i pozostaje mi życzyć miłego czytania.



  Obudziło mnie dość głośne walenie w drzwi. Otworzyłam oczy i jedyne co zobaczyłam to biel kartki. Podniosłam głowę i zauważyłam, że nadal siedzę przy biurku.
- Lena! Jesteś tam czy umarłaś przy tym komputerze wczoraj? - rozległ się głos mojej matki w raz z nową falą walenia.
- Jeszcze żyję, ale jeszcze trochę tego hałasu, a ogłuchnę - odparłam zgryźliwie niezadowolona z takiej nagłej pobudki.
- Śniadanie! Zejdź na dół.
  Wstałam i przeciągnęłam się, następnie rozejrzałam po pokoju. Panował w nim nieobliczalny bałagan. Na podłodze walało się kilka brudnych skarpetek, pogniecionych kartek i piżama. Cała pościel na łóżku była skotłowana, przez mojego kota, który aktualnie smacznie spał na poduszce. Westchnęłam, a następnie otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Wolnym, zmęczonym krokiem zeszłam po schodach, wyciągając po drodze komórkę z kieszeni. Spojrzałam w ekranik i mnie zamurowało. Dostałam dwadzieścia wiadomości, a każda z nich praktycznie z tą samą treścią - życzeniami urodzinowymi.
  Tak. To był dzień moich czternastych urodzin, szczerze mówiąc dla mnie nie różniącym się prawie niczym od innych. Pobudka, szkoła, a od szarej codzienności odróżniała go tylko fura prezentów, mnóstwo życzeń, oraz "przyjęcie niespodzianka" organizowane co roku przez moją matkę. Zawsze musiałam wtedy udawać zdziwioną przed gośćmi, czyli babcią, moją siostrą oraz kilkunastoma znajomymi mojej mamy - ludźmi show biznesu, którzy z reguły mieli zasadę pojawiania się na każdym przyjęciu jakie jest organizowane.
  Po długiej drodze, pełnej odpisywania każdemu "Dziękuje" sms'em, znalazłam się w kuchni. Przy stole siedziała Nina - moja siostra, jak zwykle w nieskazitelnym makijażu, idealnej fryzurze i ubraniu w kilkunastu odcieniach różu. Matki nie zauważyłam, więc pewnie musiała iść już do pracy, albo na ważny wywiad połączony z sesją zdjęciową. Pracowała jako wokalistka pop'owego zespołu i jak większość owych wokalistek zawsze miała całkowicie zajęty kalendarz. Mi to nigdy nie przeszkadzało. Nie miałyśmy najlepszego kontaktu i każda dłuższa rozmowa kończyła się kłótnią. Nie lepszą sytuacje miałam z siostrą, która byłą jej wierną kopią.
  Opadłam na jedno z krzeseł i spojrzałam na talerz zastawiony kanapkami. Z za drzwi mini spiżarni wychyliła się głowa naszej pomocy domowej, pani Basi. Była to kobieta około pięćdziesiątki. Zawsze była dla mnie jak babcia, bardziej prawdziwsza niż ta ze strony matki (rodzice ojca zmarli gdy miał osiemnaście lat). Mieszkała u nas odkąd pamiętam i zajmowała się takimi rzeczami jak pranie, gotowanie i sprzątanie wszystkich pokoi prócz mojego. Nie chciałam jej jeszcze obciążać moim burdelem, więc zawsze sprzątałam sama.
- Dzień dobry Lenko - przywitała mnie i uśmiechnęła się ciepło. - Dla ciebie są kanapki z żółtym serem, sałatą i pomidorem, tak jak lubisz. Zaraz podam Ci herbatę.
- Nie trzeba. Sama wezmę - powiedziałam i podeszłam do blatu. Wzięłam do ręki kubek z ciepłym napojem. Posłodziłam trzy łyżeczki i wróciłam do stołu. Mój brzuch dał o sobie znać nieprzyjemnym burczeniem. Wzięłam jedną kanapkę i ugryzłam.
- Na którą godzinę idziesz dziś do szkoły? - zapytała mnie Nina, bardziej zainteresowana swoimi różowymi, sztucznymi paznokciami niż odpowiedzią. Nie rozumiem jak jej w ogóle pozwalają tak chodzić po liceum.
- Druga lekcja to będzie.... Ósma pięćdziesiąt - opowiedziałam i zaczęłam bujać się na krześle. Rzuciłam spojrzenie na zegar nad zlewem. Za dwadzieścia ósma. Miałam jeszcze ponad półgodziny do wyjścia.
  Dokończyłam jeść śniadanie i poszłam do łazienki umyć się i uczesać. Następnie skierowałam się do mojego pokoju. Nic się w nim nie zmieniło, prócz tego, że kot siedział teraz na krześle przy biurku i wpatrywał się we mnie swoimi żółtymi ślepiami.
- Co grubasie? - wzięłam go na ręce i pogłaskałam - Dobrze Ci się dziś spało, nie?
  Ruszyłam myszką uśpionego komputera. Pokazała mi się tapeta z bohaterami mojego ulubionego serialu - "Stargate:Atlantis". Popatrzyłam na ikonkę Gadu-Gadu. Znów wiadomość od kogoś z życzeniami. Przeczytałam, odpisałam i popatrzyłam na nią z błaganiem w oczach. Czekałam na życzenia od mojego taty. Był muzykiem rock'owym i nigdy nie zapominał o moich urodzinach. Nieważne czy był aktualnie w Australii, Kanadzie czy w Japonii. Lecz teraz nic. Żadnego sms'a, żadnej wiadomości na GG, żadnego telefonu. Pozostała mi nadzieja, że jeszcze zadzwoni.
  Wyciągnęłam z szafy czarne bojówki, sweter i t-shirt tego samego koloru co spodnie. Ubrałam się szybko. Założyłam na rękę trzyrzędową pieszczochę, owinęłam arafatkę w okół szyi, a włosy upięłam w kok. Pozostało się tylko spakować i mogłam już wychodzić z domu. Rzuciłam okiem na plan lekcji i dopiero teraz zauważyłam, że jest piątek. Z radością, że od jutra czekają mnie dwa wolne dni od szkoły, wrzuciłam do torby podręczniki i zeszyty potrzebne na ten dzień,a  te niepotrzebne rzuciłam na podłogę. Jeszcze raz spojrzałam na otaczający mnie bałagan. Posprzątam po szkole.
  Wyszłam z pokoju i zeszłam do przedpokoju. Szybko założyłam trampki i zabrałam z kuchni moje drugie śniadanie, zostawiając karteczkę dla pani Basi z napisem "Dziękuje". Złapałam klucze, otworzyłam drzwi i ruszyłam do szkoły.
Zapisane
"Gdyby istniało Newtonowskie trzecie prawo konwersacji, głosiłoby, że każde stwierdzenie wywołuje kontrstwierdzenie o równej sile i przeciwnym zwrocie."
~Hugh Laurie "Sprzedawca Broni"
Strony: [1]   Do góry
 

Strona wygenerowana w 0.102 sekund z 23 zapytaniami.