Ten biały...musiałam go oddać niestety. Nie potrafili się dogadać z Edwardem, ten mały ciagle mu robił krzywde. Kiedyś Edwardowi zrobił poważna ranę na grzbiecie...Oddalam go w dobre ręce bo ważniejsze było dla mnie zycie Edwarda....myślałam że ratując tego małego od zjedzenia przez węże ( bo do tego celu był hodowany, nawet nie był na wystawie w sklepie tylko gdzies schowany..) przyniosłam Edwardowi przyjaciela a ten okazał się bestią która co chwile go krzywdziła. Nie szło ich pogodzić, maly rozrósł się tak że był dwa razy taki jak Edward i był agresywny...nawet mnie momentami nie dopuszczal do siebie...Oddałam go dziewczynie która ma kilka ogonków i potrafi sobie radzić z takimi jak ten mały...
No i tak było...często spotykałam Ja i się wypytywałam o Alexandra...no i co się dowiedziałam pewnego dnia? Ze Aleksander zagryzł swojego rówieśnika....
Cieszyłam się, że Alexander już nie męczył mojego kochanego Edwarda, który po tych atakach zaczął chorować...teraz wiem że zapewniłam mu spokojną starość...i pomimo tego że był chory....walczyłam do końca...
...dnie i noce spędzałam przy nim kiedy juz ostatnimi siłami sie poruszał...zrobiłam wszystko co mogłam...Kiedy wiedziałam że za chwile odejdzie, wziełam go na ręce...głaskałam...mówiłam do Niego żeby nie czuł się samotny....na koniec zdążyłam wypowiedzieć ostatnie dwa słowa "Kocham Cię". Chwile potem poczułam że Go już nie ma...
Był jedyny.Najlepszy i najcudowniejszy...łączyła mnie okropna więź z Nim. Traktowałam Go niemalże jak swoje dziecko.
I niczego nie żałuje. Nie żałuję niczego co dotyczy Jego