Ja moge Cie tylko przeprosic, jesli orientujesz sie w moim stanie psychicznym i Lunka stanie zdrowotnym- to mi wybaczysz.
Pozostale kwestie sie nie zmienily- uwazam ze rozmnazanie kotow nierasowych to zly pomysl, zbyt wiele ich ginie na ulicy, w schroniskach, nie majac szansy na dom. Zbyt wielu ludzi bedzie myslalo tak jak Ty i potomstwo Twojej kotki tez zostanie rozmnozone "ten jeden raz". Wiem, ze czlowiek czasem nie chce zwierzaka ze schroniska- rozumiem to i raczej nie oceniam, nie kazdy musi chciec i potrafic- kotow domowych jednak nie zabraknie, nie ma obaw :?
A co do poswiecenia- ja tez mam studia, prace, moje zycie jest jednak podporzadkowane i przystosowane do opieki nad bardzo chorym Lunkiem. Fakt ze nie wiem, jak poradzilabym sobie, gdyby nie pomoc i odciazenie ze strony wspollokatorki, ale i tak Lunek bylby najwazniejszy. Uwazam, ze to kwestia odpowiedzialnosci, odpowiedzialnej milosci. Tu chodzi przeciez o zycie! Nie odebralabym go zadnej istocie bez waznych powodow, uwazam ze za lagodnym slowem uspienie kryja sie dwa: eutanazja i morderstwo. Kwestia moralna tu chyba oczywista.
A co do Twojego szacunku do ludzi- ja tez stracilam wielu bliskich i nie bylo gorzej. Bylo inaczej. Ludzie nie zyja i nie umieraja bardziej godnie, ludzie nie sa lepsi- sa inni. Inne potrzeby, inna milosc. Nie mniejsza ani wieksza- inna. I inne cierpienie- ale tez nie mniejsze czy wieksze. Ludzie sa dla nas czasem ogromnie wazni i ich smierc dotyka nas szczegolnie, cierpimy, nie potrafimy dalej zyc, bo zycie wydaje sie jakies dziwne, puste... Bo oprocz milosci istnialo cos takiego jak wspolne zycie, wspolne sprawy, po prostu bycie razem, zawsze, od zawsze. Uczucia, jakie sie wowczas przezywa sa jakosciowo rozne od smierci wojka, widzianego pare razy, sympatycznej sasiadki czy obcego czlowieka. czy jednak Ci drudzy sa mniej wazni? Ich smierc mniej znaczy? Wymyslamy inne okreslenia?
Ze zwierzakami tez tak bywa- czasem sa z nami przez chwile, czasem nie sa az tak mocno czescia naszego zycia, czasem to cierpienie jest mniejsze czy raczej- mniejsza dezintegracja. Ale miedzy nimi tez istnieja roznice, jak miedzy ludzmi. Luneczek jest czescia mojego zycia, poswiecilam mu je w duzej mierze, jest dla mnie kims ogromnie, ogromnie waznym.
Mala Gini byla z nami tylko przez chwilke, przez rok- nasz ukochany promyczek, dla ktorego Bog wybral krotkie wcielenie. Kochalam ja ogromnie, cierpialam gleboko.
A jednak minely 3 miesiace i moje zycie wrocio calkiem do normy, jej smierc nie wstrzasnela nim tak, jak byloby to ze smiercia Lunia czy bliskiego mi czlowieka.
Rozroznienia, jesli chciec by je wprowadzac, leza moim zdaniem nie w wyzszej idei czy prawidlowosci ale w naszym stosunku, emocjach. I owo rozroznienie jest krzywdzace. EOT.