Niedaleko mnie mieszka przesympatyczny niespełna roczny pies w typie foksa. Początkowo pies biegał luzem po podwórku, później został uwiązany na dosyć długiej lince - tak, ze dobiegał do płotu gdzie m.in witał się z moim psem, zgarniał nieco smakołyków.
Później okazało się, że pies jest żywiony chlebem i ziemniakami, więc rozpoczął się proceder dożywiania przez przechodniów i sąsiadów. Gdy właściciel to zobaczył uwiązał psa na krótkiej lince na samym środku podwórka - bez żadnej możliwości schronienia(była to jesień). Przy wielokrotnym upominaniu ze strony obcych ludzi, ów jegomość przywiązał psa na tej krótkiej lince przy czymś w rodzaju szopy - pod drzwiami jest dziura, więc pies mógł się tam schować.
W czasie mrozów rzadko widywałam psiaka - widziałam jedynie dygoczacy sznurek prowadzący do szopy.
Gdy przyszły roztopy, całe podwórko topnęło w wodzie, całość wlewała się do tej szopy- jest tam betonowa wylewka, pies stał w wodzie... być może głębiej było sucho, ale krótki sznurek pozwalał tylko psu stać jak najdalej, z maksymalnie wyciągniętą głową napinającą linę.
Pewnego dnia, pies przegryzł linkę - od tej pory jest uwiązany na jakimś powyginanym, sztywnym drucie, w którym ciężko mu wejść do szopy... Miska jest- wiecznie przewrócona, bo pies chodząc wywraca ją tym drutem.
Psisko zawsze było bardzo kontaktowe, przyjacielskie- teraz siedzi osowiały i dygocze, nie reaguje na wołanie.
Mieszkańcy stosują wojnę podjazdową, pies jest w miarę możliwości dokarmiany(cięzko dorzucić jedzenie tak aby trafić w obręb małej przestrzeni do której pies może dosięgnąć), dodatkowo trzeba uwazac na dosyć agresywnego właściciela. Często na płocie ktoś przykleja im fragmenty ustawy, że zwierzę nie jest rzeczą, kartki z żądaniem aby przestał znęcać się nad psem, wyzwiska z tego tytułu - a pies marznie, stoi w wodzie, bądź kuli się na zewnątrz gdy pogięty drut uniemożliwia mu wejście do środka.
Nie mam pojęcia co mogę zrobić - jestem jednym z dokarmiaczy...
Gdzie dzwonić? straż miejska?