Witam! Ehh... nie mam sily pisac od nowa, wiec skopiuje z beagli...
W niedzielę wieczorem odeszła od nas jedna sunia... ta malutka, z obcietym ogonkiem Została przygnieciona przez Afrę A było to tak, że siedzieliśmy wszyscy koło szczeniaków, bralismy je na rece, ukladalismy kolo Afry, i usiedlismy na kanapie... kolo ich łóżka... i Afra je karmila. Po 10-15 minutach zajrzalam do nich, zeby zobaczyc czy wszystkie ssa, a tu patrze Spod Afruni wystają takie male nozki... Szybko go wyjelam, ale bylo juz za pozno Probowalismy ja ratowac, tak jak robil to weterynarz z pieskiem ktory urodzil sie martwy... Ale nie udalo sie Afra podczas karmienia musiala na chwilke sie uniesc, maluch pod nia wszedl, a ona tak mu skutecznie glowke przygniotla, ze go zadusila Tak mi go zal... ryczalam pol nocy A Afra tez byla baaardzo smutna, przeciez nie zrobila tego specjalnie, musiala byc albo zmeczona, albo poprostu troche nieuwazna..,. a przeciez nie sposob 24 godziny bez przerwy siedziec przy psiakach, bez 10 min przerwy.. gdyby chociaz piszczal...
Teraz Malenka bryka sobie w krainie, gdzie sa wszyscy szczesliwi... taka nasza mala duszyczka...
Juz sie jakos otrzasnelam po tym, ale ciagle mi jej zal... choc te 3 co zostaly, sa duze i silne, ale to nie zmniejsza bolu po stracie suni... byla taka malutka, wszyscy o nia najbardziej dbalismy, bo byla slabsza od reszty miotu
Wypadek... moze juz tak musialo byc...