Poszłam do kwiaciarni kupić mamie jakąś różę z okazji powrotu ze szpitala... A przed kwiaciarnią siedzi dziewczynka z malutkim czarno-białym kotkiem. Spytałam, czy jej. Powiedziała, że nie, siedzi tu od kilku dni, jest niczyj. Kotek mały, chudy, zapchlony, zaropiałe oczka... No to wzięłam go pod pachę, przyszłam do domu. Od razu zapakowałam go w transporterek i do weta. Jest chory (nie pamiętam nazwy choroby - koci odpowiednik nosówki). Kazik co prawda szczepiony na wszystko i nie powinien się zarazić, ale lepiej nie ryzykować. Przez następne 3 dni codziennie do weta na zastrzyk. No a mama powiedziała, że po 3 dniach zawozimy go do schroniska.....
Kto chce kota?