Jak już kiedyś opowiadałam...To było kiedyś:
Miałam kiedyś znajomą kotkę z podwórka, która się okociła. Miała 3 rude koty, jednego kolorowego, jednego szarego i jednego czarnego. Opiekowała się nimi dyrka przychodni przy której mieszkały, pan aptekarz i ja. Ja codziennie do nich przychodziłam i bawiłam się z nimi. Było to baardzo przyjemne.. spędzałam tam około półtorej godziny dziennie- wracając ze szkoły na pół godzinki, a potem około 18 na godzinę.
Później szara kocinka została oddana. Potem rudzielce znalazły dom.. Została czarna i kolorowa kota. Ich mamusię ponoć przejechano
Z czasem Mulan (czarna) i Ciapa (kolorowa) zostały dorosłymi kotkami.. Chodziły własnymi drogami, więc coraz rzadziej do nich przychodziłam.
Później zlikwidowano aptekę.. Bardzo było mi przykro z tego powodu, bo pan aptekarz, który codziennie kilka razy chodził do kotów, karmił je, leczył i pomagał znajdywać domki, był świetny
Do tej pory ani razu go nie widziałam....
"Hurra! Znalazłam dla jednej z nich dom!" Co prawda pani chciała rudą koteczkę, a to była czarna, ale... Wieczorem poszłam i łapałam.. Miałam ręce strasznie podrapane, wdepnęłam w niespodziankę.. Ale kota w końcu nie oddałam.. Owszem, wsadziłam Mulan do transportówki.. Ale wtedy Ciapa podeszła i miauknęła tak żałośnie, że nie mogłam jej zabrać siostry.. Wypuściłam Mulan i poszłam do domu..
Niedługo później- Szok! Znalazłam martwą Ciapę na trawniku.. Bardzo to przeżyłam
Szczególnie że dzień wcześniej widziałam ją obserwującą obok bramy życie ludzi..
Od tej pory Mulan spotykałam bardzo rzadko.. Ale dzisiaj ją widziałam! Jest niedużą, szczupłą kobietą
Dała się pogłaskać po główce
Żyje sobie w krzakach, obok płotu oddzielającego przychodnię od kościoła (jeszcze jak były wszystkie, młode, to mieszkały sobie w belkach do budowy kościoła
Nikt ich nie wyganiał, miało im się dobrze
).
Nie wiem czy mam jej dostarczać jedzenie.. Jakoś sobie radzi, a ja nie dam rady codziennie do niej chodzić.. Jak zacznę ją dożywiać, to już sobie przeciez beze mnie nie poradzi