PONIEDZIAŁEK - Dostaliśmy komputery. To takie telewizorki z pudełkiem i kawałkiem harmonii.
Fajne są.
WTOREK - Cały dzień siedzę przed komputerem. Chyba się popsuł.
ŚRODA - Przyszedł nasz kierownik i włączył komputer do gniazdka.
CZWARTEK - Dzisiaj pracujemy na komputerach jak szaleni. Dostałem się na 10 level. Ale Złotówa
był lepszy. Padł na 12-tym.
PIĽTEK - Nie mogę przejść 13 poziomu. Dzisiaj chyba znowu zostanę na noc.
SOBOTA - Rano przyszli policjanci. Żona zgłosiła moje zaginięcie. Na razie zamieszkam u Złotówy.
NIEDZIELA - Bank zamknięty. Nie mogę się doczekać poniedziałku.
PONIEDZIAŁEK - Dzisiaj szkolenie. Razem ze mnš idzie Złotówa i Bromba. Wykładowca załamał
się już po 10 minutach. Coś jednak wynieśliśmy z tego szkolenia.
Ja komplet długopisów, a Złotówa rzutnik.
WTOREK - Nareszcie mamy kserokopiarkę. Przy pierwszym uruchomieniu Złotówa naświetlił sobie
oczy. Później Bromba postanowiła odbić sobie słownik.
Teraz czekamy na nowš kserokopiarkę. I na powrót Bromby ze szpitala.
ŚRODA - Alarm bombowy. Ewakuacja budynku. Ktoś zostawił podejrzanš reklamówkę w toalecie.
Saperzy jš zdetonowali. Teraz potrzebny będzie remont WC, a nasz dyrektor będzie musiał jeszcze
raz zrobić zakupy.
CZWARTEK - Wypłata. Postanowiłem zaszaleć. Kupiłem sobie nowe skarpetki.
Nawet niedrogo, choć na drugą musiałem pożyczyć.
PIĄTEK - Razem z Ziutkiem jedziemy w delegację. Niestety, mój rower ma przebite koło, więc
Ziutek bierze mnie na ramę. Po drodze zatrzymujemy się na nocleg. Spanie na świeżym powietrzu ma
swoje dobre strony.
SOBOTA - Delegacja bardzo się udała. Wszyscyśmy się fajnie bawili. Najgorzej będę wspominał
Izbę Wytrzeźwień.
NIEDZIELA - Rano okazało się, że ukradli nam służbowy rower. Do domu wracaliśmy więc na
piechotę.
PONIEDZIAŁEK - Mamy nową pracownicę. Postanowiliśmy wymyślić jej jakąś ksywkę. Po 3
godzinach intensywnego myślenia już ją mieliśmy. Nazwaliśmy ją: Nowa.
WTOREK - Nowa dzisiaj nie przyszła. Podobno zrezygnowała z pracy. To wina Złotówy. Nie każdy
wytrzyma na widok grubego faceta ubranego jedynie w banknot 10 złotowy.
ŚRODA- Bromba wróciła ze szpitala. Ale trafił tam Ziutek ze skomplikowanym złamaniem kości
śródręcza. Upadła mu jakaś kartka i poprosił Brombę, żeby się odsunšł. Wtedy on poszedł mu na
rękę.
CZWARTEK - Z okazji wdrażania u nas nowoczesnych technik pracy, kierownik kazał nam pisać na
komputerach. Jako pierwsza komputer zapisał Bromba. Na moim też już brakuje miejsca.
PIĄTEK - Czyścimy komputery. Okazało się, że kierownikowi chodziło o coś innego. Za to teraz
komputery w ogóle już nie działają. Może woda była za gorąca?
SOBOTA - Nareszcie weekend. Zbieramy ze Złotówą grzyby. Odchodzą razem z tynkiem. Na
niedzielę zostanie nam już tylko przedpokój.
NIEDZIELA - Rano wpadł do nas sąsiad z góry. Do czasu wyremontowania sufitu będziemy
mieszkać we trzech.
PONIEDZIAŁEK - Spóźniłem się do pracy. Wszystko przez te korki. Już mi się całkiem przetarły.
Będę musiał sobie kupić jakieś inne buty (Ale drugi raz już nie kupię sandałów. W zimie.).
WTOREK - Zostałem właścicielem komórki. Ze Złotówą już nie dało się mieszkać.
ŚRODA - Zginął mój zszywacz. Nikt się nie chce przyznać. Ale ja podejrzewam Brombę. Ma nową
sukienkę.
CZWARTEK - Pogodziłem się z żoną, Ziuta. Moja żąda rozwodu. Rozprawa jutro.
PIĄTEK - Siedzimy z żoną przed salą rozpraw. Nagle słychać, jak sędzia krzyczy do woźnego:
Idź po wódkę! Idziemy do domu. Nie będzie nas sądził jakiś pijak.
SOBOTA - Byliśmy na imieninach u Bromby. Strasznie się wymalowała i wystroiła. Wyglądała jak
pisanka. Złotówa tak jej powiedział. Wtedy ona zaproponowała, że ugotuje mu jajka. Złotówa jakoś
dziwnie zbladł. Jajek w każdym bądź razie nie było. Była kura i Coca-Cola. Podobno po okazyjnej
cenie. Import z Belgii.
NIEDZIELA - Jakoś dziwnie się czuję. Dowiedziałem się również, że Bromba jest w szpitalu. U
Złotówy nikt nie odbiera. Pewnie pojechał na ryby.
PONIEDZIAŁEK - Ciagle kiepsko się czuję. Lekarz powiedział, że to zatrucie, więc dzisiaj siedzę w
domu. Postanowiłem pooglądać sobie telewizję. Niestety, wieczorem już nie mogłem nic oglądać.
Sąsiedzi zasunęli zasłony.
WTOREK - Jestem w pracy. Wszyscy już wyzdrowieli. Miło popatrzeć na znajome twarze. Żeby
tylko tak Bromba wszystkiego nie zasłaniała.
ŚRODA - Zainstalowali u nas w pracy automat z Pepsi Colą. Albo mamy straszne szczęście albo ten
automat jest popsuty. Wszyscy wrzucający monety zawsze coś wygrywają.
CZWARTEK - Ząb mnie strasznie rozbolał i w nagłym przypływie odwagi poszedłem do dentysty. Na
fotelu po mojej odwadze już nie było śladu. Wyskoczyłem z fotela jak z procy. Dopiero po pokonaniu
jakichś 5 km wyjąłem z zęba wiertło. Po jakimś czasie dogonił mnie dentysta. Samochodem. Znalazł
mnie po szlaczku z części jego aparatury, jaki za sobą zostawiłem. Jej spłacanie zajmie chyba resztę
życia. Moich dzieci i wnuków. Za to ząb już mnie nie boli.
PIĄTEK - Dla poprawienia wystroju biura Bromba przyniosła jakieś zielsko w... doniczkach. Złotówa
jak to zobaczył, strasznie się ucieszył. Powiedział mi, że to marihuana i zaczšł robić skręty. Fajny miał
odlot - po tym jak to Bromba zobaczyła. Zresztą, to nie była wcale marihuana, tylko jakieś paprotki.
SOBOTA - Poszedłem z Brombš i Złotówš do kina. Bromba przyniosła wiadro popcornu. Ale
cholera nie chciała się podzielić. Mieliśmy miejsca w pierwszym rzędzie. Po reklamach Złotówa
zwymiotował, ja cały seans płakałem (choć to była komedia), a Bromba dostała zeza rozbieżnego.
NIEDZIELA - Pojechaliśmy ze Złotówą na ryby. Ale smażalnia była zamknięta. Pojechaliśmy więc do
mieszkania Złotówy. Skończyło się jak zwykle: na śledzikach i wyborowej.
PONIEDZIAŁEK - Bromba powiedziała, że napiłaby się herbaty. Ja na to, że ja też. Niestety,
herbaty nie ma już od dwóch tygodni.
WTOREK - Dzisiaj Złotówa zrobił wszystkim herbaty. Była jakaś dziwna, jakby ziołowa. Ciekawe,
dlaczego paprotki Bromby nie majš już liści. Przecież to jeszcze nie jesień.
ŚRODA - Po pracy poszliśmy z Ziutkiem na mecz. Było extra. Piłkarze poczštkowo grali niemrawo,
ale za to w drugiej połowie już bardzo szybko poruszali się po boisku. Za nimi zaś gromada kibiców.
Padły też bramki. Obie. W ogóle atmosfera była bardzo gorąca. Za to cały czas schładzały nas
policyjne sikawki. Mam z tego meczu dużo pamiątek: policyjny kask, pałki, tarcza z napisem
POLICJA, skrawki munduru, siniak od ławki na plecach, wybite dwa przednie zęby, jakieś szaliki.
CZWARTEK - Nudy. Gdyby Złotówa niechcšcy nie podpalił biurka kierownika, dzień byłby na
straty. Na kierowniku długo jeszcze utrzymywała się piana. Nie tylko ta z gaśnicy.
PIĄTEK - Ziutek przyszedł dzisiaj bardzo wesoły. Co prawda nie minęło jeszcze 48 godzin, ale go już
wypuścili. Jutro nasza drużyna ma mecz wyjazdowy. Ziutek obiecał, że mi coś przywiezie.
SOBOTA - Dzisiaj pierwszy raz w życiu leciałem. Potrącił mnie samochód. Ciężarowy. Kierowca
ciężarówki bardzo się wkurzył i zaczął mocno trząść drzewem na którym wylądowałem. Gdyby mu w
międzyczasie nie ukradli wozu, kto wie jak by to się skończyło.
NIEDZIELA - Nareszcie zdjęli mnie z drzewa. Strażacy to super goście. Zabrali mnie na akcję. Nie
wiem, dlaczego się śmiali. Przecież ten kot którego zdjęli z drzewa nie był wcale do mnie podobny.
Podoba się?