Mężczyzna, który hoduje rasowe psy i koty w urągających warunkach stanie wreszcie przed sądem za znęcanie się nad zwierzętami. Nie można mu jednak zakazać trzymania zwierząt.
- Pisk tych psiaków słychać z daleka. Jak się przechodzi koło jego posesji to czuć fetor jak cholera. Zdechłe i zabite zwierzęta wyrzuca na gnój. W studni trzyma jakieś truchło i potem tą wodą poi gadzinę - opowiadają sąsiedzi Mieczysława O. z Krzywej koło Sędziszowa.
Mężczyzna od wielu lat handluje szczeniakami i kociętami na targowiskach na całym Podkarpaciu. Ma jednak osobliwe podejście do hodowli. Zwierzęta nie dostają wody nawet przez wiele dni, karmione są padliną, a warunki w jakich są przetrzymywane są straszne. Halina Derwisz prezes Rzeszowskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt w mówi o Mieczysławie O.: - Trzyma po kilkanaście szczeniąt w maleńkich klatkach. Z psów, które mu odebraliśmy pod koniec czerwca i na początku lipca, większość była bardzo chora, kilka padło. Z kotów przeżył tylko jeden.
Dwa miesiące temu RSOZ zabrało z gospodarstwa Mieczysława O.w Krzywej koło Sędziszowa ponad 20 psów, kilka kotów i królików. Organizacja złożyła doniesienie do prokuratury o znęcaniu się nad zwierzętami przez Mieczysława O. Prokuratura jeszcze nie zakończyła tamtej sprawy, gdy do stowarzyszenia dotarły sygnały, że gospodarstwie O. znów jest kilkadziesiąt psów. - Ktoś kupił od niego szczeniaka w sobotę i psiak nie przeżył do poniedziałku - informuje Derwiszowa. Informacje o tym, że Mieczysław O. niewiele sobie robi z miłośników zwierząt potwierdzają sąsiedzi. - Jednego dnia mu zabrali psy, a następnego przywiózł kolejne. Teraz to pewnie ma z 50 - opowiadają.
- Jestem bezsilna, bo trzeba by znów tam jechać, zabrać wszystkie zwierzęta. W "Kundelku" nie ma miejsca . Rozmawiałam ze schroniskiem w Mielcu, mogliby wziąć około 20. Ale co zrobić z resztą.? - martwi się Derwiszowa i zastanawia się, czy sąd może zakazać Mieczysławowi O. hodowli zwierząt.
- Niestety, nie. Można komuś zakazać wykonywania zawodu lub prowadzenia działalności, ale nie można tego zrobić w tym wypadku, bo nie jest to legalnie zgłoszona hodowla - wyjaśnia Janusz Nyzio, szef Prokuratury Rejonowej w Ropczycach, która prowadzi postępowanie w sprawie Mieczysława O. Trzy lata temu prokuratura prowadziła już sprawę przeciwko hodowcy, ale postępowanie zostało umorzone. Biegli orzekli, że Mieczysław O. jest niepoczytalny. Wszystko wskazuje jednak, że tym razem stanie przed sądem bo teraz biegli uznali, że może odpowiadać za swoje czyny choć ma częściowo ograniczoną poczytalność. - Postawimy mu zarzut znęcania się nad zwierzętami. Grozi za to kara grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do roku - wylicza prokurator.
Ale nawet prawomocny wyrok może nie powstrzymać Mieczysława O. od kontynuowania pseudohodowli. - Pewnie najskuteczniejsze byłoby jeżdżenie do niego co tydzień i odbieranie mu kolejnych zwierząt. Tylko co z nimi robić? - pyta retorycznie Derwiszowa.
Prokurator Nyzio mówi, że wystąpi również o zabranie prawa jazdy Mieczysławowi O. - Podstawą do podjęcia takiej decyzji jest orzeczenie biegłych. Czy wojewoda to uczyni, trudno przesądzać. Sądzę, że zabranie prawa jazdy utrudniłoby prowadzenie handlu zwierzętami - stwierdza prokurator.
Źródło Gazeta Wyborcza