hej, witam wszystkich
jestem załamana...czemu- posłuchajcie...
Pędziliśmy sobie galopkiem Zalewem Wiślanym, na, powiedzmy, średniej głebokości. Było świetnie, cieplutka woda, nawet przemoczone ubranie nie stanowiło problemu
nagle - zwrot. w wykonaniu konia czołowego bardzo poprawna pólwolta, w moim - jeździecka kompromitacja. Patyna skręciła ostro w prawą stronę, chyba pod kątem prostym. Ona skręciła, a ja, hmmm, nie
Wylądowałam w wodzie, chwilę byłam nawet pod. Przemoczyłam się cała, łącznie z toczkiem
Moi wspaniali znajomi polecieli dalej, koń dołaczył do stada (zdrajczyni
), a ja zostałam sama...W kompletnie mokrym ubraniu, ze skręconą kostką...extra
Gorzej było później, bo, niestety, stałam sie "gwiazdą" popołudnia i nie dość, że było mi koszmarnie zimno, bolała mnie kostka, ledwo wgramoliłam się na Patynę - to się ze mnie śmiali...I musze upiec sernik, brrr
nie to jednak jest najgorsze. własnie wróciłam od chirurga. niestety, nie sama, bo z gipsme na nodze
i perspektywą przerwy w treningach na dwa tygodnie(przynajmniej). I to akurat teraz, kiedy są:
*luzy w szkole
*ZAWODY (moje pierwsze....:"""()
*wystawione ocenki i świetne wyniki w szkole
*wakacje niebawem...
pocieszcie mnie jakoś, bo chyba nie wytrzymam...
pozdrawiam serdecznie