O rany!! To da sie wogóle przeżyć w szkole bez jedzenia??
!!! . O rety! Ja to zawsze a to kanapki, a to jabuszka, a to jogurty ( jak byłam na diecie to te ochydne light <-- potem nawet je polubiłam
) .. Dodam do tego jeszcze rodzynki, marchewki, banany, pomarancze, orzechy ( które łupałam i rozdawałam "sępom" ) .. ojojoj
a no i te pamiętne winogrona co po lekcjach wszędzie ich było pełno
. Ja się tam nie krępuje jeść przy ludziach
. Ze sklepiku żadko co kupuje, bo tam same niezdrowości
łeee. Chyba, że jak obczaje bejk rollsy .. łomatko! mój dietetyczny świat się wtedy wali