hehe no ładnie..... "Ciekawa" dyskusja się wywiązała ale Rewinę znam z innych forów i tam też kończyło się na kłutni.
Ale wracając do tematu. Jeżdżę od 2000 roku. Spadłam? Hmmm niech pomyślę nie wiem, nie wiem. Wydaje mi się, że przekroczyłam 50, raczej na pewno. Był taki okres w mojej karierze - wtedy jeszcze rekreacyjnej, że spadałam nawet 2 razy na jeździe! Najcześciej w terenie.
Kiedyś jak już będę stara to napiszę poradnik "Wzloty i upadki czyli jak spadać żeby nie bolało". Teraz upadki nie zdarzają mi się tak często, spadłam jakiś miesiąc temu ale wcześniej miałam pare miesięcy spokoju.
Moim skromnym zdaniem jeżeli ktoś spadł 2-5 razy w ciągu kilku czasem nawet kilkunastu lat jazdy to trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie : jak jeździłem? Czy było to wsiadanie od przypadku do przypadku, w kółko w zastępie po ujeżdżalni? Wożenie tyłka jednym słowem. Ktoś kto próbuje czegokolwiek się nauczyć musi spaść, tak mi się wydaje. Nikt nie wsiada na konie i od razu wszystko potrzafi, każdy się uczy - jedni szybciej inni wolniej.
Zauważyłam też pewną prawidłowość. Jeżeli ktoś spada sporadycznie to z regóły są to groźne wypadki, a to złamana ręka a to mocne stłuczenie, a jeżeli ktoś jest powiedzmy " na bierząco" to spada, wstaje otrzepuje się i jedzie dalej. Jak spadałam codziennie to właśnie tak się to odbywało, nic mnie po upadku nie bolało, szybko o nim zapominałam. A ostatni ten po długiej przerwie zostawił mi kilka blizn na nogach i ręku, podarte bryczesy i krwiaki na całym boku, udzie i ramieniu(spadłam w przeszkodę i musieli mnie z tych wszystkich stojaków i drągów wyciągać bo się zakleszczyłam
)
Tak więc, SPADAJCIE NA ZDROWIE