chciałam sie Wam użalić, bo nie mogę wytrzymać. Wczoraj odszedł moj ukochany kotek Rysio. W zeszłym roku przygarnęłam malca ze wsi. Od razu mi sie spodobał, więc postanowiłam go wziąść. Bardzo szybko podbił moje serduszko. Niestety był chory na koci katar, ale szybko go wyleczyłam. Choć wiadomo szybko łapał infekcje, ale zawsze po tabletakach wracał do zdrówka. Przez pół roku nie wypuszczałam do na dwór, gdyż wiedziałam, że będe sie przeprowadzać. Po przeprowadce Rysio szybko zaklimatyzował sie w nowym domku. Raz mi wymknął sie z domku, szukałam go na szczescie się znalazł. W sylwestra jakiś debil wystrzelił po 19 fajerwerki a wtym czasie Rysio bym na dworku, wystraszona szukałam go. Na szcześćie po 2 godzinach znalazła go. Zawsze spał ze mnę wieczorkiem a w dzień wychodził na dworek. latem kiedy były upały, spędzał prawie całe dnie na dworzu, bo w domu nie mógł wytrzymać , 32 stopnie miałam w pookoju. Wtedy własnie odzwyczail się od spania nocnego i zacząl sypaiac w dzień a w nocy buszować, choć zdarzały sie momenty kiedy spał w nocy. 2 dni temu kotek wyszedł jak każdego dnia z domku. A jak jak codzień wołałam go między 22 do domku. Zwykle jak był blisko usłyszał wołanie i wracal do domku. Tym razem nie wrócił, o 23 kolejne wołanie, Wstałam o 4 rano cisza. Jest godzina 7 rano zawsze o tej porez był w domu nie ma go. O 9 zmartwiona juz byłam, mama mówiła, pewnie gdzieś lata. Sąsiad dzwoni, wasz kotek miał obroóżke, bo jakis kotek lezy na skrzyżowaniu drogi. Ja szybko pobiegłam tam i zobaczyłam go martwego zimnego. Jeja do tej pory nie mogę zapomniec tego widoku. Żałuję ze nie poszłam wieczorem, w to moejsce gdzie czesto przesiadywał, może by wtedy do domku wrócił, jakby nie usłyszał. Nie wiadomo kiedy ktoś go potrącił. Może wtedy żył i dało by rade go uratowć. Mam okropne wyrzuty sumienia, bo to ja przyczyniłam sie do jego śmierci. Miałam wcześniej 2 kotki i zginęły tak samo jak Ryś. Teraz żałuje że go wypuszczałam na dwór, mógł siedziec w domku i nigdy nie wychodzic wtedy by żył. Teraz czuje ogromna pustkę. Jest mi bardzo źle, stale płaaczę. Nie mogę się z losem pogodzić. Ciągle mam wrażenie że zaraz przyjdzie. Czekam na jgo miauczenie. Jeju nawet jak na dwór wychodzę mam wrażenie że zaraz do mnie przyjdzie. Zwykle odprowadzał mne do pracy, a ja brałam go na łapki i do domku by nie szedl za mną. Po pracy czekał na mnie albo na dworku alo w domku. Spał ze mna w łóżku w nogach. On był dla mnie wszystkim, A teraz nie mam nic, nawet zdjęc po nim. Została mi tylko jego czerwona obróżka. Nie potrafie pogodzic się ze śmiercią. Dlaczego on.......