Umówiłam sie przez telefon że jutro wpadne, dopiero po rozmowie stwierdziłam ze juz sie boje, a jeśli wspomnienia powróca... Wolałam teraz o tym niemysleć, powoli wziełam sie za lekcje, sprawdzian z chemi... no bomba! jak sie nauczyc na sprawdzian z kwasów jak sie niebyło na 2 lekcjach?? zaczełam czytać zaległe tematy, moze niebedzie tak źle akurat te 2 tematy sa o najprosztych kwasach... Powoli krok po kroku wbijałam do głowy wzory reakcji i innych badziew, nienawidze chemi... Potem pozostało mi tylko kilka ćwiczen z innych przedmiotów i mogłam juz z lekkim sercem włączyć komputer, posiedziałam sobie na necie do 23 po czym zawlokłam sie pod prysznic i poszłam spać. Sen miałam niespokojny, cały czas się budziłam. Nagle gdzies o 3 w nocy obudziłam sie zlana potem i przerażona... zapomniałam jak zwykle namalować pracy z plastyki a pani powiedziałam ostatnio że jeszcze jedna pała i niemoge liczyc na pozytywną ocene na półrocze... przecież niebęde teraz malowac... położyłam się zła na siebie sama że o tym zapomniałam... Po takiej nocy niemożna oczekiwać dobrego dnia. Obudziłam sie z podkrążonymi oczami i jakas burzą na głowie co kiedyś było włosami, z trudem doprowadziłam sie do stanu urzywalnosci i zawlokłam sie do szkoły, a jeszcze zapomniałam wspomnieć że ze wczorajszego uczenia sie na chemie nic juz niepamietałam, poprostu wszystko gdzieś wyleciało... Wpadłam do klasy spóźniona 5 minut, "Super to napewno będzie okropnie udany dzień!"- pomyślałam wkurzona.
- Hej Zuzia ale ci sie udało!! Matematyczka jest na jakimś zebraniu i jeszcze niewróciła! - krzykneła jedna dziewczyna z sąsiedniej ławki. Uśmiechnełam sie do niej blado sama niewiedząc czy sie cieszyć mają w perspektywie na następnej lekcji sprawdzian z chemi... ale przynajmniej mogłam teraz zajrzeć do podręcznika, niezdąrzyłam nawet go otworzyć kiedy do klasy wkroczyła matematyca, eh jednak niebedzie tak pięknie... Zaczelismy robic zadania z wyrażen algebraicznych, spoko stwierdziłam że to chyba mój ulubiony dział matematyki, szybko i bezproblemowo rozwiązałam wszytskie zadania łącznie z pracą domową więc miałam juz z głowy, siedziałam sobie juz spokojnie patrząc jak jeden z moich kolegów męczy się przy tablicy a pani już cieszy sie ze wstawi kolejną pałe, nagle zadzwonił zbawieńczy dzownek, kolega uciekł niedajac wstawić sobie oceny, jednak ja sie niecieszyłam, wolałabym sobie jeszcze posiedziec na matematyce niz ruszyć na rzeź niewiniątek, chemia zblizała sie nieubłaganie, a przerwa mineła niesamowicie szybko na powtarzaniu materiału. Miałam w głowie zamęt i pustke... Weszłam do klasy i usiadłam powoli w ławce, moja jedyna nadzieja w sciadze którą juz pokryjomu wyszukiwałam w plecaku, "Czy ktos chciałby o cos zapytać? cos sobie wyjaśnic? czegos nierozumie?"- usłyszałam w tle dobrze znane słowa chemika, "Boże gdzie ta cholerna ściaga" - pomyślałam coraz bardziej zdenerwowana a ręce zaczeły mi lekko drżeć, "...W takim razie chowamy wszystko z ławek i wyciagamy karteczki" - chemik mówił dalej a ja byłam coraz bardziej zrozpaczona, "Jeszcze tylko przejże ćwiczenie musiałam gdzies ją schować!" - szepnełam cichutko drżącym głosem po czym powiedziałam głośniej dla zmyły: "Boże gdzie ten długopis!". Wszyscy wyciagneli juz kartki i zaczeli sie podpisywać, niebyło juz czasu na szukanie ściagi to koniec... niepamietam nic, dostane pałe... Po głowie kołatały mi się czarne myśli, drżącymi rękami wyciagnełam kartke i zaczełam sie podpisywać, chemik powoli dyktował pytania... Dzwonek zadzwonił o wiele za szybko, odetchnełam głęboko miałam juz to z głowy i odziwo podczas piasnia co nieco mi sie przypomniało i pewna część wiedzy wleciała mi do głowy, nawet udało mi sie ściagnąć pod koniec troche z ksiażki którą nieopodal otworzył kolega, dobrze miec okulary bo normalnie w zyciu bym tego nierozczytała z takiej odległosci... Na przerwie zajrzałam do książki dowiadując się że chyba niebędzie tak źle... moze to jednak nie będzie taki koszmarny dzień. Potem była religia na której gadaliśmy o sektach i było naprawde ciekawie, a potem nieszczęsna plastyka... powoli zawklekłam się pod klase, dzwonek oznajmił że czas na nauczycielke, ale gdzie ona jest?? Usłyszałam za plecami jakis dziki ryk: "JEEEE!!!" odwróciłam sie i zobaczyłam Piotrka biegnacego w strone klasy.
-Ej słuchajcie nie ma plastyczki!! - krzykną na co klasa odpowiedziała równie dzikimi okrzykami skacząc i klaszcząc z czego ja najgłośniej
dzień z pewnością staje sie coraz bardziej udany... o nie... ale czemu w naszą strone zbliża sie matematyca? Po chwili wszyscy ze smętnymi minami weszli do klasy na drugą juz dzis matme. Dalej dzień minął jak minął, na wfie miałam kropeczke za brak stroju i na angielskim kropeczke za nieprzygotowanie, fajnie kropeczek nigdy za wiele. W koncu nieco zmeczona ruszyłam do domu wlokąc noge za nogą, przechodząc koło kwiaciarni uświadomiłam sobie ze dzis ide do stajni, dopiero teraz zdałam sobie sprawe ze boje się tego jeszcze bardziej niż dzisiejszej chemi... boje się powrotu tam... W domu zjadłam obiad i ruszyłam na dwór wyciągnąc z kurzów rower nieużywany przez wieki w koncu niebęde 2 km zasówać na nogach. Powoli popedałowałam w strone słonca
w koncu dotarłam tam i dopiero po chwili zorientowałam się ze praktycznie nic się tu niezmeiniło... kamienie na drodze jak były tak są, brama jak sie psuła tak sie psuje a jakis kudłaty nieco wyrośnięty stwór okazał sie Pajdą pekińczykiem państwa K. Postawiłam rower tam gdzie kiedyś i niepewnym krokiem ruszyłam w strone drzwi, drżącał ręką zapukałam z całej siły aż rozbolały mnie knycie... cisza... powtórzyłam to juz troche lzej, dalej cisza... Już miałam wracać do domu bo niechciałam sama zaglądać do koni jakos bałam się ze sie rozkleje, z kimś napewno byłabym twardsza... przekłądałam juz noge przez rame roweru gdy nagle usłyszałam za soba czyjś głos:
- Hej to ty jesteś tą dziewczyną od koni?
Odwróciłam sie i ujrzałam młodego chłopaka, bruneta, na oko 15-latka.
- Tak to ja.
- Już odjeżdżasz? - powiedział spoglądając na mnie cały czas stojącą z rowerem. - Nie zobaczysz nawet nowych koni?
- Eee, myślałam że nikogo nie ma.. yy.
- Chodź kazali mi pokazać ci co i jak. - powiedział a ja postawiłam rower i powoli ruszyłam za nim czują na wpół strach na wpół radość.
c.d.n.