No dobra... W ramach prezentu świątecznego...
Część LXII
Rok szkolny dobiegł końca. Odbyła się uroczysta uczta, podczas której Puchar Domów przyznano Gryffindorowi. Jednak wszystko wydawało się jakieś spokojniejsze, mniej radosne niż zwykle. Nawet dekoracje były skromniejsze.
Miria Lizard poczekała, aż rozentuzjazmowani uczniowie znajdą się w swoich dormitoriach, pakując ostatnie drobnostki, i udała się do swojego pokoju. Wprawdzie dzień wcześniej umieściła wszystkie swoje rzeczy w kufrze, jednak teraz chciała się jeszcze przebrać i sprawdzić, czy niczego nie zapomniała. Przeszukała swój pokój, potem zeszła do lochów. Obejrzała uważnie pracownię, zabierając leżące tu i ówdzie notatki. W ostatnim momencie zdecydowała się wejść do prywatnych pomieszczeń Mistrza Eliksirów. Chociaż nie mieszkał tutaj od tak dawna, miała wrażenie, że narusza jego prywatność, że zaraz mroczna i tak znajoma postać wynurzy się zza rogu i skarci ją za przekroczenie dopuszczalnych zasad.
Usiadła przy biurku i zamknęła oczy. Co działoby się dzisiaj, gdyby nie doszło do tamtego tragicznego wydarzenia w Hogsmeade? Nie wiedziała. Nikt nie mógł wiedzieć.
Nadal nie pogodziła się z tym wszystkim. Musiała wyjechać i zapomnieć. Chociaż miała niejasne wrażenie, że to i tak niemożliwe.
Jej wzrok padł na niewielki notes oprawiony w skórę. Wiedziała doskonale, co jest w środku, chociaż nie znała języka, w którym zapisano teksty. Wzięła go i bez zastanowienia wsunęła do kieszeni szaty. Wiedziała, że nie powinna, ale to było silniejsze od niej. Pospiesznie wyszła z pokoju i wróciła do siebie.
Kilka minut później wyszła na korytarz, transportując przy pomocy różdżki swój kufer. Odstawiła go na moment i podeszła do okna. Miała nadzieję zobaczyć ostatnie powozy odwożące uczniów na stacje w Hogsmeade, ale droga przy bramie Hogwartu była już pusta.
Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła się zastanawiać, czy kiedykolwiek tu wróci. Przez ten rok przywykła do szkolnego życia, poczuła się jak w domu, tym, którego nie miała od lat. Należała do Bractwa, była ciągle w podróży, wciąż stawiając czoła nowym misjom. Nie miała czasu nigdzie się zadomowić. A teraz, kiedy wreszcie się jej udało, wyjeżdżała. Nie, to nie tak. Ona musiała wyjechać. Skarciła się w duchu za ten moment zawahania. Wyjeżdża. Nie ma po co tu zostać. Jej misja się skończyła, poza tym... Nie, tylko tyle. Misja.
Spojrzała ostatni raz w okno. W oddali, przed bramą zamku zamajaczyła drobna, ciemna postać.
„Nie, to niemożliwe” – pomyślała rozkojarzona i zamknęła na chwilę oczy. Kiedy je otworzyła, samotna postać wcale nie zniknęła, a nawet zbliżyła się do zamku. Patrzyła oniemiała powtarzając sobie w duchu, że to zaskakujące podobieństwo jest złudne. Serce biło jej coraz szybciej. Musi sprawdzić, chociaż to głupie. Musi...
Zerwała się i pobiegła w dół po schodach. Korytarze były zupełnie puste, nie spotkała po drodze nikogo. Dopiero kiedy znalazła się na szkolnych błoniach, pomyślała, że wygląda co najmniej głupio. Gdyby teraz widzieli ją uczniowie, pomyśleliby, że zwariowała. Odetchnęła głęboko i ruszyła krętą ścieżką. Nie biegła już, ale szła jak mogła najszybciej.
Po kilku minutach była przy bramie. Zamarła widząc mężczyznę stojącego kilka metrów przed nią. Miał na sobie bardzo brudne, potargane ubranie i ledwo stał na nogach. Sprawiał wrażenie, że zaraz zemdleje. Niezwykle blada, a wręcz sina skóra poorana była ranami i bliznami po nich. Ręce trzęsły się jak w febrze, a wzrok błądził obłąkańczo po otoczeniu. Przybysz wyglądał strasznie, ale Miria nie miała wątpliwości na kogo patrzy.
-Severus... – powiedziała, sama nie wierząc swoim słowom.
Spojrzał na nią i szare, wyblakłe oczy zalśniły. Zdążył zrobić zaledwie krok, nim podbiegła do niego.
-Ty... co oni ci zrobili? – powiedziała dławiąc łzy.
Nie odpowiedział. Objął ją tylko i przyciągnął do siebie. Zdziwiła się siła jego uścisku, nietypową dla ludzi w tak opłakanym stanie. Położyła głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy. Nie będzie płakać. Objęła go z całej siły, uważając przy tym by nie sprawić bólu rannemu.
Tak długo wierzyła, że on żyje. Szukała go, próbowała, ale wszystko na nic. W końcu musiała przyjąć do wiadomości, że nie żyje. Ale czy kiedykolwiek naprawdę w to uwierzyła? Chyba nie. Gdzieś tam głęboko zawsze była ta myśl, że on wróci. I będzie znowu przy niej. I faktycznie wrócił, był i trzymał ją w objęciach. Tak mocno, jakby bał się ją wypuścić w obawie, że zniknie albo ucieknie. Nie protestowała. Sama bała się otworzyć oczy i przekonać się, że tak naprawdę go tutaj nie ma.
-Severusie... – znajomy, choć dziwnie zabarwiony głos dobiegł gdzieś zza jej pleców. Otworzyła oczy i odwróciła się. Dumbledore uśmiechnął się, migocąc błękitnymi oczami. Podszedł do Mistrza Eliksirów i uścisnął mu dłoń.
-Myślałem, że już cię straciliśmy – powiedział
-Ja również – szepnął Severus. Dopiero po tych słowach spojrzeli na jego rany i drżące dłonie.
-Przecież ty ledwo stoisz na nogach! Musisz natychmiast udać się do skrzydła szpitalnego. Poppy postawi cię na nogi – dyrektor odwrócił się w kierunku zamku, ale nagle jakby się rozmyślił i spojrzał znowu na Snape’a – Powiedz mi, jak to możliwe, że uszedłeś z życiem?
Bladą twarz wykrzywił sarkastyczny, tak typowy uśmiech.
-Jestem Mistrzem Eliksirów. Otrułem go. – wyjaśnił spokojnie, a widząc ich pytające miny, dodał – Zniknął.
-Pokonałeś go?! – krzyknęła Miria
-Nie – uciął szybko – Wróci.
Przestraszyła się, słysząc jak bardzo zmienił się przez ten czas jego głos.
-Według przepowiedni tylko Harry Potter może pokonać Voldemorta – powiedział cicho Dumbledore. – Albo odwrotnie... – dodał smutno.
Zapadła cisza.
Severus wpatrywał się w Mirię. Nie wierzył, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy. Nie wierzył, że kiedykolwiek wróci do tego zamku. A jednak. Był tutaj znowu. Los bywa nieprzewidywalny.
-Myślę, że to już nieaktualne... – powiedział nagle dyrektor, wyjmując z jednej ze swoich kieszeni białą kopertę.
-Nie. – odpowiedziała Miria, uśmiechając się szeroko. Jeden ruch różdżki i tajemnicza koperta zniknęła.
-Co to było? – zapytał Mistrz Eliksirów, zapominając na moment o swojej dumie i okazując ciekawość.
-Nic... – ponownie się uśmiechnęła – Najzupełniej nic...
Objęła go ostrożnie ręką i cała trójka ruszyła w kierunku zamku.
KONIEC