Sytuacja wyglądała tak: przed wzięciem zakrętu zredukowałam na dwójkę, ale dalej wydawało mi się że jadę za szybko aby się wyrobić na wąskiej drodze więc dziabnęłam w hamulec z nadzieją że nieco zwolnię... a tu peżot wziął i zgasł, uno prawie mi w zad wjechał(nie przewidywał, że stanę sobie na środku
), a pan obok się rozdarł, kolorow nabrał karminowych a potem wykopcił kilka papierosów.
Z tym zawsze miałam problem- kiedyś próbowałam bez hamowania na zakręcie na skrzyżowaniu to wystrzeliłam na lewy pas.