Moja sunia miała 17 lat, była po trzech operacjach, schorowana, miała raka sutków od 10 lat. Przez ostatnie pół roku nowotwór zaczął się gwałtownie rozwijać, doszedł do stanu pękania skóry na guzach. Z godziny na godzinę podjęliśmy decyzję o uśpieniu. Chirurg powiedział "a z tym można by jeszcze powalczyć, najwyżej się nie obudzi z narkozy". Powiedziałam "nie, ona była za dobra, za kochana i za wiele w życiu przeszła, żebym miała ją na to jeszcze narazić i kroić, zasłużyła na spokój". Do tej pory nie wiem, czy zrobiłam dobrze? Został po niej Wasyl.
P.S. Jeśli ktoś nie wie, na czym polega taka operacja - niech mnie nie ocenia.