Pozwolę sobie skopiować to, co napisałam już na innym forum, nie mam nerwów by tworzyć takiego posta po raz kolejny.
Jestem pełna podziwu dla twórców "Złotego Kompasu". Naprawdę pełna podziwu jak, do jasnej choroby udało im się zrobić bardzo dobrej książki TAKĄ chałę. Jako pierwsi dokonali tego, że po wyjściu z kina żałowałam wydanej kasy i spędzonych tam dwóch godzin.
Zacznijmy od tego, że wchodząc na salę nie byłam nastawiona na rewelację po obejrzeniu zdjęć z filmu. No ale to, co zademonstrowali rozbiło wszelkie moje nadzieje, że będzie to choć trochę oddawało magiczną atmosferę książki. Na samym początku filmu zdradzają to, co bohaterka powinna stopniowo odkrywać w miarę tego, co się dzieje. Ale pomińmy nawet to. Postać grana przez Nicole Kidman jest tak okropnie przesłodzona, że miałam ochotę wyjść. Miała być owszem, słodka, rozsiewająca pewną 'aurę' wogół siebie... no ale bez przesady. Ona się zachowywała tak, jakby jej mózg wyprali. Poza tym, przepraszam bardzo, może nie jestm wykształconą Angielką, ale wydaje mi się, że jak nazwisko pisze się "Coulter", to powinno być przeczytane jako "Kalter". W filmie natomiast mówi się "KULTER". Kiedy to usłyszałam to normalnie podskoczyłam na krześle.
Dajmony (wcielenia duszy pod postacią zwierząt) były zrobione komputerowo i przeciw temu nic nie mam, absolutnie. Ale to tak strasznie widać, są przesztuczne. Myślałam, że technika jest teraz wystarczająco zaawansowana, że da się animację komputerową na tyle zamaskować, by przeciętnego widza nie koliła w oczy. Natomiast widoki na biegun północny kojarzyły mi się ze scenami z 'Epoki Lodowcowej'.
Rzecz następna - pomijam to, że Bóg wie w jakim celu pozmieniali kolejność wydarzeń. Ale to, że pominęli całą końcówkę książki, w której zawiera się wszystko po prostu mnie dobiło i zbulwersowało. W niej odkrywa się podłość jednego z bohaterów, w niej inny ginie, w niej główna bohaterka podejmuje decyzję, dzięki której było o czym pisać w kolejnych tomach.... No po prostu tak się nie robi!
Oprócz tego książka trzyma w napięciu. Film to nudne flaki z olejem.
Są dwie rzeczy, które mogę z czystym sumieniem pochwalić. Sposób, w jaki przedstawili niedźwiedzia Iorka Byrnisona oraz czarownice. Na tym dobre strony filmu się końcą.
Podsumowując - nie oceniać twórczości Pullmana po tym, co prezentuje ekranizacja, ale po prostu sięgnąć po książki. Bo to jak Niebo i Piekło.