dziś miałam taką sytuację, że pojechałam na rowerze do miłości mego życia czyli do takiej jednej klaczki
ale patrzę, koni na wybeiegu nie ma, pytam gdzie znajdę kogoś kto się tu tymi kńi znajduje i po długich wywiadach dotarłam do domu mniejn więcej właścicieli. no i koleś wychodzi i mówi mi że są na drugim pastwisku, mówi gdzie zaczyna tłumaczyć, i po chwili (słusznie) stwierdza że i tak nie trafię
więc może ze mną pojechać. ja powiedziałam, że jesli nie byłby to duży problem, to bym poprosiła, a nie wiem czemu byłam przekonana żwe wie że jestem rowerem i że pojedzie także rowerem, bo stały tam przy drzwiach więc... a tu on z autem przyjkeżdza.. no ale spoko, pojechałam, niedługo ale zawsze. porobiłam zdjęcia, pogadałam z gościem i wróciłam do domku.. to był taki prawie-stop
nie wiem czemu ale ostatnio tak się coraz częściej zdarza, że tematy z fz dziwnie zbiegają się z moim życiem...