Ależ daje się pogłaskać, czsem nawet przytulić. To jest naprawde długa historia. Jak go kupiłam był pieszczoszkiem, ale kiedy dostałam samiczkę (nioczekiwanie), bo znajoma kupiła chrześniakowi, który nie mógł jej zatrzymać, mój Malinek nie miał łatwego życia. Trusia - moja smiczka była bardzo malutka i chora na grzybice i więcej czasu poświęcałam jej. Malin wtedy siedział w klatce i niewiele wychodził. Później kiedy Trusia podrosła kupiłam im dużą 1m * 0.5m klatkę. No ale jak to z królikami zaraz była ciąża, potem młode, i Malin znów sam bo zajmowałam się przychówkiem. Młode miałam 3 razy. Wszystkie duże, zdrowe i śliczne. Ale samica zrobiła się strasznie agresywna i musiałam ją (uwierz, że z bulem serca) oddać. Trafiła w dobre ręce. Minęły już dwa lata i od tamtej pory staram się wynagrodzić mojemu króliczkowi to "psychiczne" zaniedbanie. Przez okres kiedy siedział w klatce troche zdziczał. Teraz już jest dużo lepiej. Ma poprostu swój świat. Kocha biegać sobie po dywaniku i zawsze kiedy on ma na to ochotę przychodzi żeby go popieścić. To jest raczej typ samotnika. Po części to moja wina ale teraz staram się dawać mu wszystko co najlepsze. Muszę wstawić tu zdjęcia mojego Malina. Może zrobię to nawet dziś.