To, że rzeki wylewają, to rzecz normalna... Zimą pada śnieg, wiosną się topi, padają deszcze... Gdzieś woda musi się pomieścić. Nienormalne za to jest budowanie domów na rozlewiskach rzek. Żadne wały nie pomogą, trzeba po prostu zostawić rzece miejsce na rozlanie wód. A to właśnie przychodzi nam najtrudniej, zrozumienie, ze nie możemy się wszędzie wpierniczać, a potem płakać, bo nam dobytek zalało...
We Wrocławiu, 13 lat temu była powódź tysiąclecia... M. in. zalało Kozanów, osiedle, zbudowane na terenach zalewowych. Kiedy mieszkali tu Niemcy, wiedzieli, że nie należy tego terenu zabudowywać, my zignorowaliśmy ten fakt... Mało tego, po tamtej powodzi, co już naprawdę w głowie się nie mieści, powstały nowe domy, także jednorodzinne... I teraz mamy powtórkę, reszta Wrocka ok, a Kozanów pływa... I kto winny? Pewnie jakieś bobry...
Wypowiedź jednego takiego bobra nawet przypomniała teraz telewizja... Twierdził wtedy, że przecież to była powódź tysiąclecia, wiec nie mamy się czego obawiać...
Trudno zrozumieć, że to, iż takiej powodzi nie było na danym terenie od setek czy tysiąca lat lat, nie oznacza, że następna zdarzy się dopiero za następny tysiąc lat...
Mnie zawsze ciekawił fakt że skoro trzeba " regulować i redukować " liczebność gatunków których jest za dużo a człowiek jest także częścią przyrody to dlaczego nie podlega owej " regulacji i redukcji "?
Bo człek duszę ma rzekomo i jemu wolno się mnożyć (a nawet należy), choćby durny i podły był...