Moja pierwsza nauczycielka biologii była do kitu, delikatnie mówiąc. Na lekcji był krzyk i gwar, a ona nie potrafiła tego opanować. Jej wiedza była i jest chyba mniejsza od mojej.. W szkole trzymała dwa swoje żółwie czerwonolice, dorosłe osobniki w malutkim akwarium. Paskudztwo..
Obecna nauczycielka jest lepsza, prowadzi ciekawie lekcję, ale do zwierząt nie nawiązuje za dużo. Zoolog, już czytałeś, co o niej napisałam w sprawie tego bojownika, chyba w temacie o wstydzie zwierząt.. No, i jakby tego było mało, to strasznie szufladkuje. Ze wszystkich sprawdzianów mam max. punktów, mam idealnie prowadzony zeszyt i ponadprogramowe informacje, ale nie zwraca na mnie uwagi. Po prostu mnie nie lubi, ze wzajemnością zresztą. Natomiast mojego kolegę, który od początku robi do niej maślane oczka, uwielbia. Dostaje nieco gorsze oceny ode mnie, a mimo to dziś na lekcji ogłosiła, ze jemu to już chyba teraz może wystawić piątkę, jak zawsze.. Poczułam się jak jakaś pomyja, jak zwykle u niej na lekcji. No, ale cóż, jak będę miała jakieś osiągnięcia z jakiejkolwiek dziedziny biologii, to przyjdę do niej, i powiem, że mimo braku pomocy i dopingu z jej strony jestem dobra. O