Wiecie, może nie powinnam opowiadać cudzych historii ale ta jest specyficzna. W szpitalu na porodówce spotkałam dziewczynę...uczennicę liceum. Była tuż po porodzie. Włoski w dwie kitki, buzia dziewczynki...i zszokowana...nie wiedziała co z tym swoim dzieckiem zrobić. Patrzyłyśmy na nią jak na głupią. Każda kobieta w ciąży jakoś tam się przygotowuje do macierzyństwa, chodzi do ginekologa, pyta go, pyta inne kobiety, czyta książki czy czasopisma o dziecku, porodzie...a jak jej przyniesiono dziecko to nie wiedziała co z nim zrobić.
Dziecko zaczęło płakać ona szok, strach, obłęd w oczach...musiałyśmy jej wyjaśnić jak przytulić jak przewinąć jak podać pierś.
Potem przyszedł chłopczyk...mały chudy...patrzył , chciał wziąć na ręce, nie wiedział jak, chciał cos powiedzieć...mówił tylko : ale fajne, o jakie fajne...ooo...rusza sie...
Potem przyszli koledzy...:hi hi...hi hi...patrz...reką rusza...ty patrz...oko otworzyło...ooo...oko otoworzyło...hihi...jakie małe a ma pazkokcie...hihi...
a potem pytanie: skąd ty wzięłas to dziecko? Przecież ty nie byłaś w ciąży, nie miałąs brzucha, nic nie mówiłas...
no i wyszło szydło z worka...dziewczyna 15 lat, uczennica...chłopak też....brzucha nie było widać, a ona nie wiedziala że jest w ciaży...urodziła w 7 miesiącu...dziecko zdrowe...jeden dzień w inkubatorze.
Babcia potem dziecko przejęła...powiedziała że wychowa jak swoje, bo gospodarstwo mają...i pewno dziecko do tej pory biologiczną matkę uważa za siostrę.
Ot taka historia przypomniana na wypowiedż, ze środki antykoncepcyjne sa dostępne i wszyscy wiedzą...czy napewno???