a ja wczoraj chwile grozy przeżyłam.... Mój konik lata sobie po pastwisku, przyjeżdza jakieś auto (ludzie po obornik). Wyskakuje baba, ma coś w ręce, ja bieeeegne. i bieeegne, ona spokojnie podchodzi do mojego konia (grr.. co za sprzedajny koń

). a ja leeecee... mało sie nie zabiłam po drodze. Dobiegam a mój koń przeżuwa.
Pytam sie baby co mu dała i słysze
-Bułeczke.
-Suchą czy świeżą?
- przecież nie dałabym koniowi suchej bułki, dzisiaj kupiona.
Jezuuuu.. jak ja sie zaczełam drzeć. Potem cały dzień siedziałam w stajni. Dzisiaj też... boshh..
Ile czasu trwa takie trawienie? Niebezpieczeństwo już minęło, nie?