Skoro naprawdę się tak niecierpliwicie to ja mogę wkleić niedokończony rozdział, który napisałam już ładny czas temu, ale jakoś nie mam weny na dokończenie go... ale mam na myśli skończenie rozdziału, nie całego opo.
Ono było tak troszkę na odwal pisane bo na lekcji, no alee... o to chodzi żeby było pojeb...porąbane xDDD
- Jestem głodna! – ryknęła Kaczka na całe gardło, zaraz po przebudzeniu się. Wszyscy inni jeszcze spali twardo, jedynie Kiba zamajaczył coś przez sen:
- Moordaaa Kaaacz… - po czym przewracając się na drugi bok zleciał z łóżka prosto twarzą na podłogę. Zawył.
- Ty opierzona poczwaro! – wrzasnął w stronę Kaczki. Ta zachichotała nerwowo i schowała się pod łóżkiem. Kiba westchnął.
- Jeszcze Cię dopadnę. – mruknął i rzucił gwałtownie się na posłanie, pod którym kryła się Kaczka.
Tymczasem zadzwonił budzik, którego przeraźliwy dźwięk podniósł od razu na nogi całą drużynę. Kaczka, podnosząc się energicznie, rzuciła łóżkiem wraz z leżącym na nim Kibą. Pierzasta, słysząc jego groźne pomrukiwania natychmiast się gdzieś ukryła.
Kostka usiłowała zrobić sobie śniadanie, jednakże lodówka dosłownie świeciła pustkami. Przez mieszkanie przeszedł odgłos burczenia w brzuchu. Dziewczyna warknęła pod nosem.
Wtem do kuchni niespodziewanie wpadły Julias, Mysz i Pixi.
- Jeeeść! – jęknęły równocześnie.
- No i ch** bo lodówka zaczyna obrastać pajęczynami. – Kośc przewróciła oczami.
- Pajęczynami to niedługo obrośnie łazienka! – wrzasnął rozpaczliwie Piotr, wkraczając tym samym w progi ‘głodującej kuchni’. Wszyscy obecnie tam zgromadzeni spojrzeli na niego pytająco. – No co się tak patrzycie?! Po kiblu łazi pająkondomak!
- E, że co? – spytała zdziwiona Jul po chwili ciszy.
- Pa-ją-kon-do-mak.
- Że pająk? – Mysz uniosła głowę. Powstaniec przytaknął.
- Zbudujmy mu domek! – zaproponowała wesoło Kostka. Grupa zaliczyła glebę.
- Musimy się go pozbyć. – odrzekł twardo ‘odkrywca’ owego stworzenia.
- Niiie! – pisnęła Myszoskoczka. – Nie możemy zabic biednego, niewinnego zwierzątka!
- Zwierzątka? ._.
Wtem do pomieszczenia wparowała Kaczka.
- Ej, w kiblu łazi jakieś dziwne małe, kilkunastonogie stworzenie, przypominające dużą muchę bez skrzydeł. – powiedziała obojętnie, zbliżając się do lodówki. Piotr i reszta podążyli za nią wzrokiem.
- Chodzi Ci o pająkondomaka? – zapytał chłopak.
- Jakiego kondoma? Toż to żywy kosmita w owadziej wersji…
Zapadła cisza. Pierzasta otwierając lodówkę, doznała szoku termicznego. – Was poje***o chyba. Gdzie moje żarcie?!
- W d*pie. – odpowiedziała Mysz.
- Czyjej?
Odpowiedź nie padła.
- Dobra, ch** z tym. Jak się wkurzę to zaraz zjem kondoma. To znaczy kosmitę. Owada. Ośmionoga… A nieważne co to jest! – płetwonoga już miała udać się do łazienki, kiedy wszyscy rzucili się w jej stronę. – Ja chcę jeszcze żyć… - mruknęła.
Grupa wygłodniałych gryzoni, kaczek, ludzi, kości i innych dziwnych stworzeń leżała na podłodze przy wyjściu z kuchni wydając, każdy dziwne odgłosy. Nagle przed ich twarzyczkami ukazała się postać Kiby.
- A to co? Orgia? – zapytał lekko zbity z tropu.
- Daj nam jeść. – warknęła Kostka.
- Macie lodówkę.
- Pustą lodówkę. – sprostowała Julias. Kiba słysząc słowo ‘pustą’ również się załamał i położył na kupie rówieśników.
Znów zapadła cisza. Przez najbliższe dwie godziny wszyscy leżeli nieruchomo na podłodze, a po mieszkaniu unosiły się odgłosy burczeń w brzuchu.
- Czekajcie! – krzyknął Kiba, podnosząc głowę. – Możemy zamówić pizzę! ^^
- Rzygam, rzygam. Porzygam się. To już taka codzienność, że zaczyna mi wychodzić bokami. – rzuciła rozpaczliwie Kaczka, przewracając się na drugi bok. Pozostali jej przytaknęli. Kiba westchnął.
Mijały kolejne sekundy, minuty, godziny a nasze psychole stawały się coraz bardziej głodne. Tak głodne, że już ruszyć się nie mogli.
- Ej, a może by tak chińszczyzna? – ozwała się Kaczka.
- Chińszczyzna na śniadanie? – Jul uniosła się lekko.
- A czemu nie?
- Lepsze to, niż całodzienne głodowanie. (autorka: cholera, aż sama się głodna robić zaczynam
)- rzekła Pixi.
- Yay ^^ Wobec tego chodźmy! – pierzasta oderwała się od podłogi i popędziła w stronę drzwi wyjściowych. Pozostali pognali za nią.
- Ej! A pająkondomak? – Piotr wskazał palcem na łazienkę.
- Nie ucieknie. – Kostka pociągnęła chłopaka za sobą.
- Właśnie zdałem sobie sprawę, że przez to całe zamieszanie nie zabrałem swojej książki o PW!
- Ojej. Tragedia. – mruknął Kiba, z nutką ironii w głosie.
- Nie martw się, chłopie. Przeżyjesz. – Kaczka poklepała go po ramieniu. Ten zaś…zamknął się w sobie.
Jazda jak zwykle z początku była dosyć nudna. Piotrek opłakiwał brak swojej książki. Mysz zachwycała się nad Miku. Julias słuchała R+, Kacz obserwowała widoki zza okna, Pixi prowadziła samochód i pogwizdywała sobie pod nosem jakąś piosenkę MCR, a pozostali spali.
- Miiiiiikuuuuuuu *o*- dosyć głośny, Myszowaty okrzyk zachwytu zabrzmiał na cały autobus. Obudziło to Kibę, który z hukiem spadł z siedzenia, po czym morderczym wzrokiem spojrzał na Mysz. Ta zaś uśmiechnęła się słodko.
- Miku grzebie w śmietniku. – mruknął Kiba z nadzieją, że Mikuistka go nie usłyszy. Niestety – nadzieja matką głupich. Mysz w napadzie złości, pociągnęła Kibę za ubrania i rzuciła nim przez okno. Ten na szczęście zdążył się czegoś złapać. Wykorzystując fakt, że wiatr na zewnątrz zagłuszał wszelkie dźwięki, zaczął rzucać wszelkimi bluzgami.
Kaczce zrobiło się zimno i nie zauważając Kiby zamknęła okno, przy okazji przytrzaskując mu palce. Dało się słyszeć głośny ryk. Autor owego odgłosu wskoczył do środka busa, roztrzaskując szybę.
- Kaczka! Mysz! Nienawidzę Was!
- Ej no, o tak wczesnej porze do mnie nic jeszcze nie dociera. Nie widziałam Cię. – odparła Pierzasta lekko ospałym tonem.
- Miku nie grzebie w śmietniku! – rzuciła obrażona Mysz, po czym odwróciła się do kolegi plecami. Ten schował się pod siedzeniem.
Przez dalszą drogę nie działo się już nic, co pobudziło by złość, oburzenie, płacz bądź śmiech u innych. Każdy zajmował się sobą. W końcu dojechali na miejsce. Wyszli z busa i stanęli przez ogromnym, czerwonym budynkiem, wyróżniającym się pod względem wizualnym spośród innych budowli. Wszystkim opadły kopary.
- Ty, Pixi… Ty jesteś pewna, że to tu? – zapytał Piotr.
- Chyba tak. Innej chińskiej w okolicy nie znam. – odparła obojętnie.
- Wobec tego chodźmy bo ja już nie wytrzymuję. – rzekła Opierzona, wkraczając w progi restauracji. Za nią podążyli pozostali.
Postaram się napisać kontynuację w miarę przypływu weny. OBIECUJĘ! ^^