Tymczasem znany nam już Ronald, który nie grzeszył zbytnim pośpiechem, do czasu, aż był całkiem wypoczęty, a brzuch nasycony. Mężczyzna, po spokojnie przespanej nocy w karczmie, wstał następnego dnia około godziny 10, leniwie się przeciągając, robiąc wszystko powoli. Zjadłszy syte śniadanie, na które składaly się:przyrumieniona kiełbasa z cebulką, włoskie kluski gnochi, a także trzy grubo krojone pajdy świeżego, wiejskiego chleba oraz ćwiartka butelki wina. Tak posilony o godzinie 11 pożegnał się z Raymundem i ruszył w dalszą drogę.
Kłusował praktycznie przez cały czas, w zalotnym tempie mijąjąc wsie, miasteczka, lasy, polany, zatrzymując się tylko w razie konieczności napojenia konia, a i przy okazji samego siebie.
Dzień zbliżał się ku końcowi, słońce schowało się za horyzont, gdy prawie całkowicie wyczerpany z sił, wjechał do Neapolu. Tam wszedł na statek płynący do Anglii, oddał konia personelowi do przechowania, po czym rzucił się na łóżko w koji i zasnął tak głębokim snem, jak tylko utrudzony podróżny potrafi.
Zbudził go gwizd, obwieszczający przybijanie do angielskiego portu. Zerwawszy się na równe nogi, tym razem nie tracił czasu na spokojne przygotowywania, lecz od razu przystąpił do rzeczy. Odebrawszy konia, zszedł po trapie na ląd i rozejrzał się w poszukiwaniu drogi do Londynu.
- Żadnych oznakowań? Wstydziliby się Ci Anglicy...- mruknął pod nosem. Jego wzrok napotkał grupkę trzech osób: dwóch mężczyzn, w tym jednego młodego i jedną, naprawdę ładną dziewczynę. Podszedł do nich i spytał łamaną angielszczyzną:
- How can I go to London?*
Tamci spojrzeli na niego zaskoczeni. Przez chwilę dostojny wygląd i strój podróżnego odebrał im mowę. Od razu wiedzieli, iż musi to być ktoś z wyższych szczebli. Owen chrząknął znacząco, ale to Sheila pierwsza zaczęła mówić i to- tu szczęka opadła jej towarzyszom- po włosku! Wytłumaczyła dokładnie drogę pytającemu, a ten, podobnie jak jej znajomi, nie mógł się otrząsnąć ze zdumienia. Bowiem wcześniej przyjrzawszy się łachmanom dziewczyny, nigdy by nie posądził jej o znajomość języka włoskiego. A tu proszę! Owszem, zdarzyło się jej kilka dość dosadnych błędów, ale wszystko zrozumiał doskonale. Z podziwu nad młodą kobietą uchylił przed nią czoła i powiedział:
- Grazie,Bella**- po czym na odchodnym spojrzał jeszcze na konia i rzekł do Owena:
- Piękny koń, rzadko się takie widuje.- Wsiadł na swojego i ruszył w kierunku wskazanym przez Sheilę. Nowi przyjaciele wciąż patrzyli na nią zdębiałym wzrokiem. Wreszcie Owen zdecydował się przemówić:
- Skąd Ty, dziewczyno, znasz język włoski?
- Może ma dar języków, jak apostołowie...- zachichotał Stephen.
- Nooo eeee.... - spojrzeli na nią wyczekująco.- Nie wiem... Po prostu znam, jakbym się kiedyś uczyła, ale nie pamiętam w jakich okolicznościach. Zresztą całe moje życie sprzed czasu, gdy dostałam się pod surową rękę panny Mabel, jest dla mnie zagadką. Zupełnie, jakby mgła zapadła na moją przeszłość. Panna Mabel przez 9 lat robiła co w jej mocy, by wymazać mi z pamięci całe moje dotychczasowe życie i jej się to udało. Jedyne, co mi zostało, to ten język.- Westchnęła. Wszelkie wspomnienia, a raczej ich brak, dotyczące przeszłości, sprawiały jej ból. Nie wiedziała kim była, kim jest, ani kim będzie. Sierota bez przeszłości i przyszłości. Łza zakręciła się jej w oku i spłynęła po policzku.
- Hej, słońce, nie płacz.- Owena ogarnęło wzruszenie i delikatnie otarł łzę z policzka dziewczyny. Ta drobna czułość sprawiła, iż Sheila wtuliła się w poły płaszcza mężczyzny, wybuchając rzewnym płaczem. Zapadła cisza, zakłócana tylko łkaniem dziewczyny. Stephen, bardziej niż jego towarzysze czując, że powinien zostawić ich samych, poszedł dowiedzieć się o godzinę odpłynięcia najbliższego statku do Włoch.
Tymczasem Ronald kroczył po ulicach Londynu, prowadząc konia za lejce. Szukał już od godziny i jak dotąd żadnej wieści. Nikt nawet nie słyszał o zaginionej.
- Co teraz? Gdzie szukać? Gdzie mogło by pójść dziecko, zostawione samo sobie?- Podniósł oczy i przeczytał wielki szyld nad drzwiami budynku, mieszczącego się po drugiej stronie ulicy: "Sierociniec panny Mabel".- Sierociniec? Hmmm... kto wie? Może? Toć to niedaleko stacji kolejowej. Trzeba sprawdzić.- Przeszedł przez ulicę i zapukał. Otworzyła mu tęga kobieta, o niesympatycznym wyglądzie, jej wzrok wyrażał zniecierpliwienie. Ronald pomyślał: "To chyba jednak nie możliwe, każde dziecko by uciekło widząc tą babę, ale wprawdzie kto wie? Sama jedna, pozbawiona dachu nad głową, rodziny, dziewczynka...", a na głos rzekł:
- Panna Mabel, jak mniemam?
- To ja, nic mi pan nie sprzeda.
- Sprzeda?- Zdumiał się.- Ach! Wzięła mnie pani za handlarza? Ależ nie, ja w zupełnie innej sprawie! Bardzo ważnej- zaznaczył.
- Jakiej?- spojrzała ciekawiej na obcego.
- Czy kiedyś była u pani dziewczynka podająca się za osobę z wysokiego rodu?
Słysząc to pytanie, kobieta musiała przytrzymać się framugi, by nie zasłabnąć. Przed oczami stanęło jej wydarzenie sprzed 9 lat, kiedy to młoda, umorusana dziewczynka oznajmiła jej słodkim głosem:
-Nazywam się Dorothy Evans. Jestem córką królowej Yvonne. Nasz pałac się spalił. Wszyscy wyjechali do Włoch, a ja nie zdąrzyłam na pociąg.
Pamiętała, iż wyśmiała ją wtedy, nie dowierzając w ani jedno jej słowo, a teraz okazało się, że ta rzekoma wariatka mówiła prawdę. "Ale jej już nie ma"- pomyślała i przyrzekła sobie, że musi coś z tym zrobić, skoro nadarza jej się tak wspaniała okazja do wzbogacenia się, nawet gdyby miała kłamać.
- Ach! Tak! Dokładnie 9 lat temu! Dorothy Evans podawała się za córkę królewską.-Na dźwięk znajomego imienia Ronald poruszył się nerwowo i spojrzał z nadzieją na pannę Mabel, która teraz nie wydawała mu się tak straszną jędzą.- Bogatość jej stroju i gracja musiały mnie przekonać. Przyjęłam ją, królewnę!, tutaj, pod mój dach, w moje własne progi!
- Ach! Czyż jest tu jeszcze?-zawołał gorączkowo poseł.
- Jest! Jest! Choć skończyła 18 lat kilka dni temu, to postanowiła zostać. Pójdę ją przygotować na pańską wizytę. To może być dla niej szok. Biedna, prawie już całkiem straciła nadzieję.- Osuszyła ręką fałszywą łzę i skierowała się do jednego z pokoji, każąc Ronaldowi poczekać w korytarzu. Otworzyła skrzypiące drzwi i ujrzała młodą, 19-letnią dziewczynę siedzącą na krześle przy stole, pochyloną nad książką.
- Agato- syknęła. Tamta podniosła oczy znad lektury. Do sierocińca panny Mabel dostała się rok po Dolores. Jej ojciec, wpływowy człowiek, powierzył ją opiece panny Mabel, a ponieważ co miesiąc hojnie płacił za wychowanie córki, kobieta łasiła się do dziewczyny, traktując ją jak własne dziecko, a Agata poczuła sympatię do panny Mabel i traktowała ją jak macochę. A gdy ojciec jej zmarł (pozostawiając córce w spadku dość pokaźną sumą pieniędzy) pozostała przy pannie Mabel.
- Pamiętasz tą wariatkę Dorothy Evans?
- Sheilę? Tak pamiętam. Kilka dni temu została wyrzucona, nieprawdaż?
- Właśnie. Posłuchaj, co mam Ci do opowiedzenia.
Nastolatka wysłuchała cierpliwie, co rusz zatykając usta ze zdumienia.
- Ale przecież jej nie ma... skłamałaś posłowi- powiedziała zduszonym głosem.
- Owszem, lecz po co nam ona? Agato, świat stoi przed nami otworem.- Spojrzała znacząco na wychowankę. Tamta zaczerpnęła głęboko powietrza:
-Chyba zaczynam rozumieć... to ja miałabym być ową zaginioną królewną?-zapytała powoli.
- Odnalezioną, odnalezioną.- Uśmiechnęła się Mabel pokazując pożółkłe zęby. - Teraz, droga Agato, zwiesz się Dorothy Evans. Nie muszę Ci raczej nic mówić? Znasz historię?- Upewniła się.
- Tak, ta wariatka przecież tyle razy krzyczała o tym swoim pochodzeniu, jakeśmy ją zamykały w piwnicy o głodzie.- Agata uśmiechnęła się złośliwie na wspomnienie dokuczania młodszej od niej o rok dziewczynki. Także dlatego była ona pupilkiem właścicielki sierocińca, ponieważ miała równie podły charakter, jak jej wychowawczyni. Wymieniły spojrzenia i poszły do czekającego z niecierpliwością Ronalda.
___
*How can I go to London?- (ang.) Jak mogę dojechać do Londynu?
** Grazie, Bella- (wł.) Dziękuję, piękna
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przyp. aut.: o tym, co przydarzyło się trojgu naszym znajomym po zepsuciu się wozu, przeczytacie w następnych odcinkach. Teraz było koniecznością przesunąć trochę akcję do przodu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie ma co... szybko napisałam nowy odcinek. Musicie przyznać
I to długi, więc ma wam wystarczyć na dłuższy czas