Sheila i Owen nie byli zbytnio zachwyceni pojawieniem się Ronalda w ich kubryku. Lepiej, zupełnie go zignorowali. Posłaniec czuł się nieco urażony takim przyjęciem. W końcu on, wywodzący się ze szlachetnego rodu, przez takich plebejuszy winien być traktowany z szacunkiem w jego mniemaniu niemal boskim. A oni nawet się do niego nie odezwali.
- Słucham pana, czemu zawdzięczamy pańską wizytę? Proszę, niech pan siada - Stephen uprzejmym gestem wskazał nagłemu gościowi miejsce na krześle. Ronald zmierzył go wzrokiem. Zastanawiał się, co z nim zrobić. Nic mu złego nie uczynił, lecz przecież podróżował razem z tą dwójką, więc na pewno jest ich wspólnikiem, a tym samym jest oszustem i złodziejem, jak tamci.
- Napije się pan czegoś? Nie mamy dużego wyboru. W ogóle nie mamy wyboru. Jest tylko piwo - zafrasował się Stephen i spojrzał na mężczyznę wciąż stojącego w drzwiach. - Ach! Panie! Co to?! Co to znaczy?! - krzyknął nagle, wpatrując się w kajdanki trzymane przez gościa.
- To znaczy, że ja Ronald von Bergh, posłaniec Jej Królewskiej Mości - Yvonne Evans, aresztuję was pod zarzutem kradzieży.
- Że co?! Co myśmy niby ukradli?! - zawołała Sheila, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. - Owen, powiedz coś - spojrzała na przyjaciela. Ten nic nie odpowiedział. Stał wpatrzony w kajdanki i romyślał nad słowami przybysza. "Yvonne Evans... królowa... aresztować... dlaczego nie? To nam ułatwi szukanie królowej i księżniczki Dolores. Ale czy na pewno trafimy do królowej?"
- Gdzie nas zamkniecie? - zapytał głośno Ronalda. Sheila i Stephen wytrzeszczyli oczy, nie mogąc uwierzyć w słowa Owena, wypowiedziane ze stoickim spokojem.
- Tam, gdzie wasze miejsce. W lochach pałacu królowej. Nie oczekujcie wielu wygód - uśmiechnął się szyderczo.
- Dobrze. - Owen, ku jeszcze większemu zdumieniu towarzyszy, wyciągnął ręce i pozwolił nałożyć sobie kajdanki. Stephen wziął przykład z przyjaciela i również dał się aresztować, nie robiąc żadnych wymówek. Jedynie Sheila stawiała opór, ponawiając swoje pytanie:
- Co ukradliśmy?
Ronald nie patrzył na nią. Nie mógł znieść widoku jej twarzy, na której malowały się upór i jakaś dziwna siła, tak nie pasująca do postaci biedaczki. Podszedł do niej, chwycił za przegub ręki i z trudem, gdyż dziewczyna starała mu się wyrwać, założył jej kajdanki.
Ronald i więźniowie wyszli na pokład. Posłaniec rozejrzał się za księżniczką i panną Mabel, jednak nigdzie ich nie zobaczył. "Pewnie są nadal w swoim kubryku" - pomyślał. W tej chwili obwieszczono sygnał wpływania do portu.
------
Niespodzianka!!
Króciuteńko... ale coś jest
Nie myślałam, że wrócę do tego opowiadania