Następna część szanownych wypocin dedykowana jedynej czytelniczce - anasowi XP
Rozdział jest trochę przegadany, mam nadzieje że to nie zrazi, ale trzeba było wyjaśnić sytuację
W następnym powinno się rozkręcić.
Ah właśnie, odrobinę pozmieniałam niektóre zdania w poprzednim rozdziale i dopisałam parę, więc dobrze by było przeczytać końcówkę jeszcze raz.
Rozdział 2
I wtedy przemówiła słowami skutej lodem krainy Niflhel
Meataiw’s eindal’waz myndej caa’dee’b yzt zi metarb zee’is yzcaa’l’op ontee’ip zezp tarbi
Król wyciągnął się w fotelu. Napięte zesztywniałe mięśnie domagały się masażu, w nadgarstkach i karku strzelało powietrze. Nie pamiętał kiedy był ostatnio tak wycieńczony upałem i myśleniem. Nawet pomiędzy chłodnymi murami pałacu panował nieprzyjemny zaduch. Siwe pasma coraz częściej przeplatały się wśród spiętych na czas pracy, włosów. Czas wyżłobił w czole władcy głębokie bruzdy. Nie był sędziwym człowiekiem, jednak nawał pracy i problemów postarzały go o dobre dwadzieścia lat. Zerknął kątem oka na stary zwój leżący przy ścianie zawalonej papierami komnaty. Zapomniana przepowiednia z Niflhel... Jedyne zrozumiałe słowa z wymarłego języka to „brat” i „świat”, brzmiące podobnie jak w dialekcie północnych półwyspów. Wyciągnął nogi i położył na stół. Teraz, gdy był sam etykieta go nie dotyczyła. Westchnął głośno. Wbrew rozkazowi, kapłani świątyń najwyższej bogini urządzili pogrom na „niższych” i innowierców. Według nich, nieludzie mają zamiar przejąć koronę. - Absurd! Za moich rządów żadni samozwańcy nie dojdą do władzy! - prychnął do siebie. Nie był jednak całkiem pewny swych słów. Czyż teraz sam nie znajdował się niżej od duchownych? Nie mógł się sprzeciwić, gdy kapłani urządzali krwawą łaźnię w miasteczkach i wypalali i tak przerzedzone lasy w celu zniszczenia siedlisk leśnych stworów. Nowa religia była wyjątkowo atrakcyjna dla pospólstwa. Gdyby zakazał jej praktykowania, mogłoby dojść do buntu i wojny domowej. Co gorsza, główne rody elfów już zapowiedziały iż nie będą tolerować masowych mordów, nawet jeśli ich rasa nie należy do „niższych” z którymi walczy kościół. W przypadku utracenia sojuszu z długowiecznymi runęłaby cała gospodarka. Król znajdował się między młotem a kowadłem.
Skrzypienie mocnych, dębowych drzwi znajdujących się za plecami, wyrwało władcę z zamyślenia. Wysoka kobieta w średnim wieku wkroczyła do pokoju. Orzeźwiający zapach świeżej mięty kręcił w nosie. Położyła smukłe dłonie, na ramionach władcy.
- Azahir – Jej pełne wargi musnęły szorstki policzek mężczyzny – proszę, tej nocy zostaw problemy polityczne w tej komnacie – wyprostowała się. Długie, proste kasztanowe włosy opadły na delikatną, jedwabną nocną koszulę. Spokojnym krokiem wyszła z pomieszczenia. Król ściągnął nogi ze stołu, po czym skierował się ku drzwiom. Wszedł za swoją panią do oświetlonej świecami sypialni. Polityka może poczekać. Noc przestała być tak nieznośnie uciążliwa.
* * *
Hati powoli otworzył oczy. Leżał w łóżku na wznak, wśród porozwalanych koców i narzut. Wspomnienia ostatnich dni były niewyraźne jak przez mgłę. Pamiętał jedynie pulsujący ból wokół gnijącej rany, po strzale która przeszyła jego bok na wylot, teraz już zasklepionej i tylko trochę ciepłej, oraz zamazane kształty mebli i opiekującego się nim człowieka . Przypomniał sobie ohydny smak leczniczych ziół, i poczuł tępy ucisk w żołądku gdy zdał sobie sprawę, że poza papkami wlewanymi mu na siłę do gardła, nie miał w ustach nic od ponad tygodnia. Usłyszał zgrzyt starych, zardzewiałych zawiasów. Do chatki wszedł wysoki, młody mężczyzna. Ciemne, kręcone włosy spod których błyszczały bystre niebieskie oczy, opadały mu niesfornie na czoło. Uśmiechnął się do Hatiego. Lśniący komplet białych zębów raził w oczy pustką w miejscu górnej piątki. Szczupłą twarz pokrywał krótki, szorstki zarost. Miał nie więcej niż dwadzieścia lat. Senir powiesił na haku prosty łuk i kołczan, rzucił martwego zająca na stół i rozwiesił na krześle przemoczony zielony płaszcz. Przez ostatni tydzień deszcz padał nieomal bez przerwy. Temperatura spadła, a świat znów zaczął tęsknić za słońcem. Ciche trzaskanie ognia i rytmiczny stukot milionów kropel spadających na dach uspokajały niczym mantra. Hati siedział na łóżku opatulony wełnianą narzutą. Rozejrzał się po pokoju. Po środku stał potężny drewniany stół. Po prawej stronie blatu płomienie wesoło tańczyły w kominku nad którym suszyły się zioła i grzyby. W południowym kącie domu stało niskie łóżko na którym teraz siedział, a naprzeciwko niego, za stołem mieścił się rząd szafek i miska z wodą do mycia. Chatka była skromna, ale zadbana.
- Dzięki za pomoc – szepnął demon zmieszany. Senir milczał,ostrym nożem oddzielając skórę od zajęczego mięsa. - Gdyby nie ty, byłoby już po mnie – nie doczekał się odpowiedzi.- Widzisz, nie chcę być niewdzięczny, jednak mam do załatwienia parę– urwał, nie wiedząc co powiedzieć tak, by nie wyjawić zbyt wiele – parę spraw nie cierpiących zwłoki – zakończył kulawo. Człowiek wrzucił pokrojone mięso do gotującej się nad kominkiem wody, po czym spojrzał taksująco na demona. Owszem, nieludzie byli silni, jednak żaden pospolity potwór nie przeżyłby wygłodzony, z takimi obrażeniami, a już na pewno nie wylizał by się całkowicie w niecałe osiem dni.
- kim jesteś? - Spytał. Hati milczał oceniając sytuację. Nawet jak na człowieka, Senir był młody, a kto uwierzy szczeniakowi w dodatku jest „odrzuconym”. Na pewno za jego głowę jest nagroda. W czym zaszkodzi wyjawienie paru informacji? W ostateczności go zabije. Teraz gdy wyzdrowiał, jego siła była nieporównywalnie większa.
- Widzisz – zaczął wilkołak – Wedle pradawnych wierzeń, z lodów północy, z piasków południa, z ziemi wschodu i wód zachodu, zrodziły się pierwsze żyjące istoty. Były praktycznie nieśmiertelne. Wy ludzie nie rozróżniacie zwykłych tępych leśnych stworów i bożków, od potężnych demonów natury – warknął – w każdym bądź razie, niewiele pradawnych zrodziło się w... tradycyjny sposób – Hati wyszczerzył zęby w uśmiechu – Ale takie potomstwo mieli tylko najpotężniejsi. W pozostałych przypadkach rodziły się dwa rodzaje dzieci, ogromne leśne bestie płodzące zwykłe zwierzęta, oraz te, podobne do ludzi, które zachowały jednak szpiczaste uszy oraz długowieczność. Jak zapewne się domyślasz, tak powstały piękne elfy. Dalszą część znasz. Niektóre z dzieci natury utraciły nieśmiertelność a zyskały płodność – nadeszły czasy ludzi, którzy stopniowo wyrzynają nas. Nie żebyśmy łatwo się poddawali - po raz kolejny ukazał komplet lśniących kłów – jednak w raz z niszczeniem natury, nasza siła słabnie. To dlatego nieomal zginąłem. Jeszcze dwieście lat temu nawet nie poczułbym tych ran. - urwał. Wiedział że Senir już domyśla się celu misji.
- więc wybrałeś się w poszukiwaniu mocy, która przyniesie zagładę ludziom? - zapytał cicho człowiek.
Odpowiedziało mu milczenie. Do ich nozdrzy dotarł wspaniały zapach potrawki z zająca. Żaden z nich się nie poruszył.
* * *
Ratta zerwała się z łóżka, obudzona rytmicznymi, ciężkimi uderzeniami w drzwi. Ktoś próbował je wyważyć. Roześmiana porwała z wieszaka kolorową, zdobioną bawełnianą tunikę wzorzyste spodnie i wysokie pstre buty. Dopinając pas, zarzuciła harfę i torbę z bagażem na plecy, po czym okryła je grubym podróżnym płaszczem. Do pokoju wpadło czterech mężczyzn. Podbiegła do okna, gwizdnęła i przełożyła nogi przez framugę. Opuściła się, Jej klacz zarżała niespokojnie pod ścianą gospody. Dłoń ześlizgnęła jej się po wilgotnym kamieniu, zawisła na jednej ręce. Oszołomiona adrenaliną, podciągnęła się na parapet i wskoczyła do pokoju. Jakaś kobieta wrzasnęła, mężczyzna wygrażał, nie zważała na to. Śmiejąc się wyleciała na korytarz a potem przez oberżę na dwór. Wdrapała się na śliski od zacinającego deszczu koński grzbiet. Jej gęste rude loki opadały mokrymi pasmami na twarz. Śmiała się jak szalona.
- Ty przeklęta wiewiórko, niech ja cię tylko dopadnę! - Przez szum ulewy słychać było przekleństwa i obelgi. Pędziła przez mrok, brązowe błotniste ślady znaczyły śnieżnobiałą sierść jej klaczy.
- Panie i panowie, żegna was Ratta, wybitna poetka i utalentowany minstrel! Życzę udanego wieczoru! - Krzyknęła, po czym w szaleńczym galopie wybiegła za mury miasta w gęstą, mokrą noc.
-Czekam na krytykę!
P.S Anas, a gdzie następne części twojego opo?! to że nie komentuję nie znaczy że nie czytam ^^
EDIT:!!
ah! Właśnie się zorientowałam że zjadłam wyraz, a nie można edytować postów starszych niż 24 h
Nie wiedział czy mu. Nigdy by nie oddał swego losu tak prymitywnej istocie jak człowiek, a jednak... Czy tajemnica imienia morze zostać powierzona takiemu
tu powinno być "czy mu zaufać"