,,Boże Narodzenie`` - wersja konkursowa, trochę zmieniona, bo gdy to ostatnio przeczytałam to myślałam, że przejdę załamanie nerwowe, tak mi się to opowiadanie nie spodobało, więc zmieniłam. zamierzam to wysłać na konkurs, oł je, tylko polonistce muszę pokazać xD umieszczę w dwóch częściach, bo za długie to jest
23 grudnia 2007 – niedzielaW domu pachniało choinką. To właśnie dookoła niej kręciło się całe młodsze pokolenie rodziny Fijałkowskich. Sześcioletnia Kinga wyjmowała z ogromnego pudła długi łańcuch i cieszyła się, dotykając go malutkimi rączkami. Marcin otwierał właśnie stare pudełko, które ściągnął wcześniej z szafy, ponieważ w nim właśnie znajdowały się bombki, tak oczekiwane przez resztę rodziny. Natalia, jego młodsza o dwa lata siostra, próbowała zawiesić na choince lampki, żeby ta wielmożna dama wyglądała jak najpiękniej.
Z kuchni wydobywały się zaś bardzo przyjemne zapachy, które utwierdzały w przekonaniu, że już jutro Wigilia. Tata próbował jakoś zamontować gałązki choinki w pokoju dziesięcioletniej Natalki. Gdy w końcu mu się to udało, musiał o tym poinformować swoją żonę w kuchni i trójkę dzieci przy choince. Ogółem cała rodzina trwała w przedświątecznym nastroju. Panowała bardzo miła atmosfera, jakby wszyscy zapomnieli o tym, że po Nowym Roku trzeba będzie znów wrócić do codziennych zajęć. Szczególnie odczuwały to dwie najmłodsze dziewczynki, które oczekiwały tych Świąt w radosnym podnieceniu i z miłymi wspomnieniami, które dotyczyły wszystkich poprzednich dni Bożego Narodzenia, które już wiele razy obchodzono w tym domu.
- Ładnie mi wyszło, Marcin? Mogę zaświecić? – wołała Natalia. Nie dało się uwierzyć, że tyle energii mieści się w tej niskiej jak na swój wiek, blondynce z brązowymi oczami. Marcin zaś uważał, że jego młodsza siostra jest czasami bardzo dziecinna. Zresztą, ich rodzina jest w ogóle zwariowana: Kinga śmieje się na cały głos, zaś Natalia często piszczy, gdy tylko się coś wspomni o prezentach.
„- Czy ona przypadkiem jeszcze nie wierzy w Mikołaja i Aniołka?” – śmiał się czasem.
- Nie świeć –mruknął natychmiast. – Poczekamy, aż będzie ciemno.
- A kiedy będzie ciemno? – spytała Kinga, zostawiając łańcuch w spokoju i podchodząc do pudełka z bombkami.
- O szesnastej –powiedziała Natalia. –Ale czemu my musimy się ciebie słuchać? Z Kingą wolimy, żeby zaświecić choinkę teraz, bo będzie ładnie.
- Przecież jeszcze jest nie ubrana... Macie się mnie słuchać, bo jestem najstarszy– rzekł Marcin, zdając sobie sprawę, jakie to banalne uzasadnienie. Lepiej opuścić to miejsce, może iść do Mateusza... A one niech sobie ubierają choinkę, włączają lampki i śpiewają polskie kolędy, a także angielskie, świąteczne piosenki - jednak w wykonaniu jego dwóch młodszych sióstr te piosenki nie brzmiały wcale jak angielskie, bo dziewczynki nieświadomie przekształcały wyrazy.
- Kinga, chodź, ubieramy choinkę! –Natalia rzuciła się do bombek i wyjęła z pudełka największą i najładniejszą ze wszystkich, zawiesiła na choince i wyszczerzyła białe zęby.
Marcin zmrużył oczy i wyszedł z pokoju. Siostry dadzą sobie radę, tata przecież też jest w pobliżu. A on sobie siądzie w swoim pokoju i włączy coś zupełnie nieświątecznego, zwyczajne piosenki. Żeby przegonić tą atmosferę, która czasem naprawdę go przygniatała.
Usiadł przy komputerze, a po chwili w głośnikach zaczęła rozbrzmiewać muzyka. Niestety – gdy tylko włączył zwykły komunikator internetowy, pojawiały się życzenia od znajomych. Zapach ciasta, który piekła mama, przedostał się do jego pokoju. Ach, nie dało się uwolnić. Święta nadciągały, może czasem trochę się cieszył. Miał jednak wrażenie, że za dużo tego wszędzie. Mikołaje, Aniołki, szopki, a przecież nawet śniegu na święta nie ma. Jak to powiedział wczoraj jego najlepszy przyjaciel – Mateusz: „Święta są przereklamowane”. Zgadzał się z nim w zupełności. Podrapał się po głowie, pokrytej krótkimi, jasnymi włosami i podążył do pokoju, gdzie przebywały jego siostry, które ubierały choinkę. Dobiegał stamtąd jakiś hałas.
- Ach, Marcin, tylko nie krzycz! –zawołała Natalia, spoglądając na starszego brata, który właśnie wszedł do pokoju. Dwunastolatek otworzył oczy ze zdumienia, choć wcześniej i tak spodziewał się tego, co właśnie zobaczył.
A zobaczył leżące na podłodze pudło z bombkami, a naokoło niego mnóstwo pozostałości po tych najładniejszych i największych bombkach. Pocieszał się teraz w duchu, że wyciągnął tylko jedno pudło – przecież w szafie zostało ich jeszcze o dużo więcej.
- Zaraz posprzątamy... – silił się na miły ton. W końcu to była też jego wina. Powinien zostać tu z siostrami, a nie odchodzić. Pewnie zaraz tata przyjdzie, ponieważ Kinga wyglądała tak jakby zaraz miała się rozpłakać.
- A takie ładne były bombki... I teraz już ich nie maaa... –mówiła swoim dziecięcym głosikiem.
- Mamy jeszcze dużo w szafie. Też są ładne –pocieszała Natalia młodszą siostrę. – Marcin, tylko nie mów rodzicom...
- Czego się boisz? Każdemu się coś takiego mogło zdarzyć, a rodzicom powiedzieć trzeba. Pomóż mi sprzątać –mruknął chłopak, a Natalia już pobiegła do kuchni po zmiotkę.
- My chciałyśmy tak ładnie ubrać choinkę bez twojej pomocy –zaczęła Kinga – i Natalka tak chwyciła to pudełko, że wypadło i prawie wszystkie bombki się potłukły. Ta jest cała, o! –pokazała Marcinowi jedną z bombek, która leżała wśród tych stłuczonych i wyglądała bardzo dobrze. – A jednak nie... z drugiej strony jest rozbita.
- Mamy dużo ładniejszych, nie martw się. O, to chyba Mateusz dzwoni, zaraz wracam –powiedział, gdy dał się słyszeć głośny dzwonek telefonu. Opuścił pokój, czując wyraźną ulgę. Nie lubił pocieszać swoich siostrzyczek, w ogóle nie rozumiał, jak mogą być takie smutne z powodu kilku potłuczonych bombek.
- Halo? – spytał, przyciskając do ucha słuchawkę telefonu.
- Hej –rozległ się głos Mateusza. – Co tam u ciebie słychać?
- Siostry stłukły bombki i muszę je pocieszać. Nie śmiej się, nawet nie wiesz, jakie to denerwujące.
- Wiem, wiem... Po prostu tragedia – zakpił Mateusz. – Czyli co, na święta zostajesz w domku? I będziesz się zażerał ciastami, biedaku.
- A co, ty nie? –zaśmiał się Marcin.
- Jadę do mojej ciotki, która mieszka koło Zakopanego. Będzie genialnie, nie mogę się doczekać. Podobno tam spadł śnieg i będziemy jeździć na nartach, szykują się kapitalne święta.
- Kiedy wyjeżdżacie?
- Jutro rano. Jak wyjedziemy o ósmej, to będziemy u ciotki około jedenastej, więc zdążymy się przygotować do Wigilii, chociaż ja to bym wolał wyjechać trochę później, bo zawsze lubię sobie trochę pospać, kiedy tylko mogę. Ciasta chyba też tam jakieś będą, ale na pewno mniej niż u was. Ta Kinga to normalnie może pochłonąć rekordowe ilości, nie? Współczuję, mało dla ciebie zostanie.
- Nie wariuj! Widziałem gorsze przypadki, a ciast starczy dla wszystkich. Czyli nie idziesz jutro na roraty?
- No, na pewno nie pójdę, ale jakbym miał możliwość to bym chyba i tak nie poszedł. Ty pewnie idziesz, no nie? –mruknął Mateusz
- Chyba pójdę. Dawno mnie już nie było, a poza tym mama nalegała, żebym wziął Kingę i Natalię, chociaż Natalia jest już wystarczająco samodzielna, żeby sama chodzić...
- Ty przykładzie! Pamiętasz, jak kiedyś tak o tobie powiedziała katechetka?
- Już zapomniałem, stary, lepiej mi nie przypominaj. Wiesz, tak naprawdę to bycie przykładem jest bardzo trudne –zaśmiał się Marcin. – Ajć, mama mnie woła. Pewnie mi się oberwie, że dziewczyny pobiły bombki. No to cześć!
- Cześć – usłyszał tylko głos przyjaciela i odłożył słuchawkę.
Ciekawe, jakie on spędzi tu święta – bez śniegu, tylko z lodem na ulicach, bez żadnego Zakopanego, bo w Bielsku. W tym momencie zazdrościł szczerze Mateuszowi i wszystkim kolegom, którzy gdziekolwiek jechali.
Marcin wszedł do pokoju, w którym stała od dzisiaj choinka.
- Weź odkurzacz i posprzątaj te pozostałości po bombkach– powiedziała mama, wcale nie groźnym tonem, choć i ten jej się czasem zdarzał. – Kinguś, ubierz kapcie, żeby ci się nie wbiło do nogi.
- Mamusiu! Ja mam bardzo grube skarpetki, nic się nie wbije –zaprotestowała dziewczynka, ale i tak później podążyła do swojego pokoju, aby ubrać swoje kapcie z pluszowymi zajączkami.
- Marcin, czemu dziewczynek nie pilnowałeś? Kto wie, co się mogło stać... –wtrącił w pewnym momencie pan Fijałkowski, wysoki mężczyzna z czarnymi włosami i wąsami, które wyglądały srogo, umieszczone nad wąskimi ustami.
- Natalia jest chyba dosyć duża żeby poradzić sobie sama z choinką. A przecież rozbicie bombek mogło się każdemu zdarzyć, no nie, tato?
Tata nie wiedział co powiedzieć. Racja, dziesięcioletnia Natalka mogła sobie sama poradzić, ale... Kto wie, co może przyjść jej do głowy. Przecież znał Natalię i jej pomysły.
Marcin zaś patrzył się na swoją młodszą siostrę. Miała smutne oczy, jakby dziewczynka miała się zaraz rozpłakać – ale nie zrobiła tego. Potrząsała tylko krótkimi, jasnymi włosami.
- Chodźmy na herbatkę do kuchni! –podsunęła nagle Kinga i sprawa o bombkach została prawie całkowicie zapomniana.
- Ja chcę z cytryną– powiedziała Natalia i pobiegła nastawić czajnik.
Po wypiciu kubka gorącej herbaty z cytryną, Marcin zauważył, że mimo wszystko święta nie są aż takie złe. Choinka była już ubrana i kolorowe lampki świeciły na niej, ogólnie wyglądała bardzo zadowalająco. Kinga mogła godzinami siedzieć przy choince, jedząc pachnące pomarańcze i podziwiając to, co stworzyła ze swoim starszym rodzeństwem. Marcin lekko tego nie pojmował, dla niego choinka była choinką – nie wzbudzała żadnych większych uczuć.
Wieczorem Natalka przyszła do pokoju Marcina, gdzie brat w wielkim skupieniu słuchał muzyki. Ten pokój nie był według niej zbyt ładny. Białe ściany, gdzieniegdzie plakaty, zresztą niezbyt interesujące – bo okropnie ciemne. Jej pokój – z różowymi tapetami – był o dużo ładniejszy. Dziewczynka nawet nie przypuszczała, że Marcin uważał zupełnie odwrotnie niż ona.
- Zapakowałeś paczkę dla mamy? – spytała wreszcie, zmierzona wzrokiem braciszka, który widocznie nie ucieszył się z jej wizyty.
- Jasne. Książka... – powiedział Marcin – Myślałem, że stać cię na trochę więcej pomysłowości.
- Powiedz mi w takim razie, co kupiłeś dla taty –mruknęła Natalia robiąc obrażoną minę. Nie wiedziała, dlaczego brat uważa książkę jako prezent mało pomysłowy.
- To. – i pokazał dziesięciolatce niezapakowany jeszcze prezent.
- Płyta?! I ty się ze mnie śmiejesz?
- Ale to jest płyta ulubionego zespołu taty. On nie ma tylko tej jednej płyty, nawet nie wiesz, jak się z tego ucieszy, moje dziecko. No, spadaj. Muszę zapakować prezent, a ty – ani pary z ust, OK.?