Lolusiu, nawet nie myślę, że się na mnie uwzięłaś, bo mimo wszystko to co piszesz o tym opowiadaniu jest prawdziwe.
Pani Błędowska ze złośliwym (chociaż nauczycielka nigdy by się do tego nie przyznała) uśmiechem na pomarszczonej twarzy, otworzyła drzwi do sali i wpuściła uczniów.
- Będzie dzisiaj sprawdzian, proszę pani? – spytał jasnowłosy Kuba.
- Oczywiście – odparła Błędowska chłodnym tonem.
Dziewczyny wchodziły do klasy przepytując się nawzajem z geometrii. Klara kroczyła na samym końcu. Martyna Janczarska nie przyszła jeszcze do szkoły, a Klara w ogóle wątpiła, czy przyjdzie. Była jej „najlepszą przyjaciółką”, ale nigdy nie rozumiały się zbytnio, nie „nadawały na tych samych falach”. Martyna zawsze potrafiła wynaleźć jakiś błąd w postępowaniu Klary i go jej wytknąć. Ciągle były na siebie złe, chociaż prawie w ogóle się nie kłóciły, dlatego brunetka nawet się cieszyła, że jej koleżanki jeszcze nie ma w szkole (a może w ogóle nie przyjdzie?). Klara weszła do sali i zajęła miejsce w czwartej ławce przy oknie. Błędowska zaś zaczęła rozdawać uczniom sprawdziany, które mieli pisać przez następne czterdzieści pięć minut. Gdy już rozdała wszystkie kartki, usiadła przy swoim biurku, mówiąc, że ten sprawdzian nie jest taki trudny, ale tylko dla osób, które się uczyły... Nagle drzwi otworzyły się i do sali weszła ładna dziewczyna z jasnymi włosami, które przypominały kolorem dojrzałą pszenicę, i błyszczącymi, szarymi oczami. Była właśnie tym typem urody, o którym Klara zawsze marzyła.
- Przepraszam za spóźnienie! –zawołała, podchodząc do ławki, w której siedziała Klara, i siadając w niej.
- Martyna Janczarska, już myślałam, że nie przyjdziesz na ten sprawdzian – powiedziała Błędowska, patrząc się na dziewczynę stalowym wzrokiem. Pani od matematyki była jedyną nauczycielką, która nie lubiła Martyny w tej szkole, choć z ta dziewczyna była bardzo dobra z tego przedmiotu. Zresztą, Błędowska chyba nikogo nie lubiła, a przynajmniej tak uważali uczniowie, którzy kiedykolwiek mieli „przyjemność” się z nią spotkać.
- Dziękuję, że zrobiłaś nam zaszczyt i przyszłaś na lekcję matematyki – rzekła Błędowska, a w tonie jej głosu dało się usłyszeć jadowitą ironię. Wszyscy chłopcy wybuchnęli śmiechem. Zaś Martyna, z dumnym wyrazem twarzy, podeszła do nauczycielki i wzięła swój sprawdzian. A Klara próbowała się skupić na swoim, jednak nie mogła. Geometria nie była jej mocną stroną, w ogóle nie lubiła matematyki – miała często wrażenie, że matematyka też jej „nie lubi”.
- Łatwa była ta kartkówka – skomentował Kuba Leonowski z ironią, gdy wyszedł z klasy po dzwonku. Klasówka – tak naprawdę- w ogóle nie była łatwa. Błędowska zawsze wymyślała bardzo trudne zadania na sprawdziany z geometrii.
- Pamiętacie, co Błędowska mówiła na początku? –spytała żartobliwym tonem Wiktoria. – Powiedziała, że ten sprawdzian nie jest taki trudny „dla osób, które się uczyły” – naśladowała tak doskonale jej ton, że kilka osób stojących przed nią nagle się odwróciło, patrząc pytającym wzrokiem na Wiktorię, która wybuchnęła śmiechem.
- Ja jakoś się uczyłem... – wtrącił Marcin Fijałkowski.
- Ty? Uczyłeś? – zapytała Wiktoria zdziwionym tonem, nadal się śmiejąc.
- No, wiesz, uczyłem się! I jakoś sprawdzian mi źle poszedł! – zawołał Marcin, a stojący obok niego Mateusz zarechotał wesoło i zaczął bawić się swoją butelką coca-coli, podrzucając ją w górę.
- Ty w ogóle jesteś – Wiktoria zaczęła się zastanawiać nad odpowiednim słowem –niemądry.
Martyna, która właśnie wyszła z klasy, popatrzyła się na Marcina i Mateusza z lekkim z niesmakiem, podniosła głowę wysoko, włosy zgarnęła do tyłu, i wręcz „rozkazała” koleżankom, aby przestały z nimi rozmawiać „bo to idioci”.
- Martyna, a jak tobie poszedł sprawdzian? –mruknął pod nosem Kuba.
- Ach, dobrze – uśmiechnęła się wyniośle, a Kuba pomyślał, że gdyby nie ta jej wyniosłość, byłaby całkiem sympatyczna.
Klara wyszła z klasy za Martyną i teraz stała w ciszy, przysłuchując się rozmowie. Mateusz pomyślał, że ona chyba nie pochwaliłaby się tym samym co jej koleżanka. W końcu, ileż to razy pani Błędowska znęcała się nad nią na lekcjach geometrii, ile razy Klara myliła na matematyce objętość z polem figury... Tak, to musi być okropne, gdy się jest w cieniu kogoś – w tym przypadku, Martyny. Trzeba ją jakoś rozweselić. Tylko jak?
- Klara – zawołał w pewnym momencie Mateusz – ty biedna dziecino! – i zaczął się śmiać, a Marcin Fijałkowski się do niego przyłączył. Był to wysoki, niebieskooki chłopak z krótkimi, jasnymi włosami. Gdyby Klara miała wskazywać na „niedobrze wychowanych” chłopców, których – według niej samej – było w tej klasie bardzo dużo, na pewno nie wskazałaby na Marcina, czy Mateusza. Nawet jeśli zrobili coś niezbyt dobrego, po chwili już im wybaczano, bo chyba nie dało się ich nie lubić. Mimo wszystko, Klara nie rozumiała, jak Kasia może tak szaleć na punkcie Mateusza. Był naprawdę pozbawiony wszelkiej „romantyczności”, którą powinien posiadać ukochany Klary.
- Nie jestem biedną dzieciną, a w ogóle, to skąd u ciebie takie słownictwo?
- On próbuje być dobrym człowiekiem, ale mu to nie wychodzi! –zaśmiał się Marcin, ale oberwał butelką coca-coli. – Za co?! O.K., ta „biedna dziecina” to się zgadzam, bo nasz proboszcz tak mówi, ale żeby walić po głowie butelką? Jak ty niby chcesz być do niego podobny?
Klara uświadomiła sobie, że proboszcz w ich parafii naprawdę mówił do wszystkich dzieci per „dziecina”, ale Mateusz miał jakiś inny cel, tak mówiąc.
- Jaki proboszcz, stary? Po prostu Klara jest tak straszliwie smutna, chciałem ją rozweselić. I tak mi się jakoś skojarzyło...
- Ja wolę nie mówić, z jakim stwierdzeniem ty mi się kojarzysz – Marcin wyszczerzył zęby.
- Z jakim? –spytała dziewczyna, nawet nie zauważając, że Martyna patrzy się na nią ze złością.
- Oj, Klara, nie mogę się tak wyrażać, przykro mi –mruknął Marcin, a po chwili dodał:- a poza tym, Mateusz byłby zły, a może nawet... już jest zły?
- Zapomniałeś już, co to butelka uderzająca w twoją głowę?
- Tak, ale mi nie przypominaj.
Na twarzy Klary pojawił się nagle niekontrolowany uśmiech. Nie można było się NIE uśmiechać, słuchając tej rozmowy.
- Ty umiesz rozweselać dziewczyny – skomentował Mateusz, gdy weszli do klasy.
- Racja – mruknął Marcin. - Widzisz, stary, ta Martyna to naprawdę jest dziwna i Klara nie powinna się z nią przyjaźnić. Dobrze, że jeszcze nie stała się jej klonem.