Tak, tak, wybaczcie, że musieliście tyle czekać, ale autora dopadł gwał... to znaczy leń ^^ i z pewnych powodów nie chciało mu się nic robić.
Może niektórzy się ucieszą na ciąg dalszy, nie wiem, nie wnikam.
Może ktoś zacznie mnie przeklinać, nie wiem, też nie wnikam
A może ktoś po prostu ominie to szerokim łukiem, też nie wnikam
6 kwietnia, niedziela
Mam wrażenie, że w moim życiu prym wiodą nudne weekendy. Dzisiaj nie zrobiłem praktycznie nic. Jedyne, co mi się udało, to zrobić lekcje i posiedzieć godzinę na dworze. Grałem w kosza, chcąc poprawić nieco swoją kondycję. Ile kobiet chce faceta z pokaźnym mięśniem piwnym?
Dzisiaj nie będzie przemyśleń, ponieważ czekają na mnie książki od fizyki. Czemu one się tak dziwnie do mnie szczerzą?
7 kwietnia, poniedziałek
Szkoła. Matma na początek tygodnia. Masakra. I kolejna trója na sztuce. Czemu wciąż musi być ten cholerny śpiew?!
Dziwaczeję na starość. Spóźniłem się do szkoły. Mimo, że lekcje zaczynały się na 10:00, a do szkoły mam jakieś 500 metrów.
Zauważyłem poprawę samopoczucia, to chyba przez pogodę. W końcu zaczęło świecić słońce. Czuć wiosnę w powietrzu.
A co do wiosny, na czwartek musimy zrobić projekt na biologię „Zwierzęta w naszej okolicy”.
8 kwietnia, wtorek
Dopiero wróciłem. Cholera. Osiem godzin w szkole, obiad i na miasto. To jednak przesada. Ale jeden sukces dzisiejszego wtorku – mam nowy kabel do gitary. Podobno dożywotnia gwarancja. Przekonamy się niebawem. W sklepie sprawdzał się idealnie. Teraz go nie przetestuję, bo co, jak co, ale późno to już jest. Tak więc biorę się do nauki (kolejna nocka zarwana)
9 kwietnia, środa
Poszliśmy po szkole z kolegami na „robienie projektu”. Mieliśmy szukać jakichś zwierzątek. Zaczęliśmy od polowania na żabanty. Ale w pewnym momencie, po przejściu lasu, polany, łąki i kolejnego lasu, ton butelek, wpadnięciu do schronu i rozwaleniu murka na czyjejś działce, pogoda zrobiła nam psikusa i się rozpadało. I jak przystało na porządnych naukowców, wyjęliśmy po Carlsbergu, wznosząc toast za pogodę. Wtedy zdarzył się cud - momentalnie przestało padać. Ale że byliśmy zmęczeni, udaliśmy się do Marcina do domu, gdzie posiedzieliśmy trochę w sieci, oglądając filmiki, po czym się rozeszliśmy.
No i zamiast robienia projektu, zrobiliśmy piwko. To lubię. Projekt na jutro.
Postanowiłem, że od dzisiaj, co tydzień będę wznosił toast:
„Pijmy, bo w Pikutowie dnieje!”
10 kwietnia, czwartek
No tak. Dzisiejszy dzień to kompletnie nic nowego. Zero czegokolwiek interesującego.
Szkoła, kosz, kanapa, biurko, łóżko. To wszystko.
Projekt mamy zrobić na przyszły tydzień.
11 kwietnia, piątek
Co z nimi? Każda kobieta taka jest? Jak tak, to marudzi, że jej źle, sama się przytula. A jak przy okazji ją obejmiesz, to zaraz pięść masz w twarzy. Nie przytulam się już do nikogo. Absolutnie.
Kończę pisać, muszę sobie nowy woreczek z lodem przynieść.
12 kwietnia, sobota
Dzisiejszy dzień to zaprzeczenie teorii nudnych weekendów. Od rana świeciło piękne słońce, aż się człowiekowi żyć zachciało.
Poranek był dla sąsiadów ostry, ponieważ przyszedł czas na kompletne przetestowanie nowego kabla w akcji. Godzinka ostrych riffów postawiła chyba całą dzielnicę na nogi. A sąsiadów z góry na pewno! Ale to oni, co wieczór, przesuwają stoły i chodzą w trepach po panelach! Za to koledze z dołu chyba się podobało (sam gra na basie, więc kolega po fachu).
Po południu przyszła kolej na kumpla. Zrobiliśmy sobie fajkę wodną! W zasadzie połączenie bonga i fajki wodnej… Mniejsza o nazewnictwo. Osobiście nie przepadam za paleniem, ale patent dobry. A jeszcze po dodaniu filtra, to praktycznie w ogóle nie czuć, że to tytoń jest. Chociaż jabłkowy smak było czuć.
Na wieczór jeszcze sobie przysiąść z kumplem na górce, omieść wzrokiem okolicę… Idealna okazja, żeby przemyśleć to i owo. No i ten wiatr we włosy. Istna rozkosz.
Jutro 13, ale dobrze, że nie piątek. Chociaż może i źle? Zwykle, jak czarny kot mi drogę przebiega, to znajduję trochę zielonych. Może trzynastka też tak działa? Neverwinter…