Dziękuję bardzo za pozytywne komentarze
Jak masz wenę to pokazuj jej efekty i się nie wstydź (?). xD
oj tak, wstydzę się przeokrutnie... ale co zrobić, Anka ma dar przekonywania
Tak więc pojawił się cd. mam nadzieję, że się spodoba, chociaż w paru miejscach trochę kuleje xP
Część 1: Spotkanie
Wstawał świt. Niebo na wschodzie mieniło się złotem i czerwienią. Światło odbijało się od śniegu zalegającego na szczytach gór i nadawało mu pomarańczowo-złoty odcień. Zimne, górskie powietrze pozostawiało w ustach słodkawy posmak.
Niewielka, położona w górach wioska budziła się do życia, gdy Molly Albarn wracała do domu. Zwykle radosna i tryskająca energią, teraz szła ze spuszczoną głową, powoli powłócząc nogami.
-Hej, Lolly! Czekaj! – rozległo się wołanie.
Dziewczyna przystanęła. Dźwięk znienawidzonego przezwiska jeszcze bardziej pogorszył jej nastrój. Odwróciła się i zobaczyła swojego kuzyna, który biegł do niej wymachując rękami.
No świetnie. Tylko jego tu brakowało. Czego ten wariat znowu chce? -Hej Lol, wszędzie cię szukałem! – chłopak był o głowę wyższy niż ona. Gęsta szopa rudych loczków jak zwykle trwała w nieładzie, spod niej patrzyły na świat bystre ciemnozielone oczy. -Ile razy ci mówiłam żebyś mnie tak nie nazywał?! – warknęła ze złością Molly.
-Oho, jesteś dziś wyjątkowo nabuzowana. Nie podchodzę, bo jeszcze oplujesz mnie swoim jadem! – zachichotał. – No już, spokojnie, kuzynko kochana. – dziewczyna była bliska wybuchu, więc uznał, że bezpieczniej będzie się wycofać. – Coś się stało? Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłaś taka markotna.
Molly westchnęła ciężko.
-Pamiętasz Jaspera Cottona? Wczoraj wieczorem, kiedy odprowadzał konia do stajni, został zaatakowany przez wilki. Próbował się bronić, nawet zabił jednego z nich, ale i tak został ciężko ranny. Jego syn przybiegł do mnie w środku nocy i błagał o pomoc, ale… Siedziałam przy panu Cottonie prze pół nocy, ale… Nic, kompletnie nic nie mogłam zrobić! Zmarł… Niedawno… - głos jej się załamał, czarne oczy wypełniły się łzami.
-Och… to dlatego. Przepraszam, nie wiedziałem… - chłopak wyraźnie się zmieszał. – Wiesz co? Czasem myślę, że to dla ciebie zbyt wielki obowiązek. Ktoś powinien ci pomóc. Może przyjmiesz uczennicę?
Dziewczyna wzruszyła ciężko ramionami. Od dziecka przygotowywano ją do roli lekarki. Jej babcia, uzdrowicielka, zaopiekowała się nią i nauczyła leczyć wszelkie rany i choroby. Po śmierci starszej pani na zaledwie dziewiętnastoletnią Molly spadł obowiązek opieki lekarskiej nad wioską. Na początku miejscowi odnosili się w stosunku do niej dość nieufnie, z czasem jednak przekonali się o jej umiejętnościach i zaczęli szanować dziewczynę. Zresztą, nie mieli dużego wyboru – Molly była jedyną uzdrowicielką w okolicy, a poza tym słynęła ze swojej kąśliwości i ludzie mieli pewne, nie bezpodstawne zresztą, że może „przypadkiem” podać im herbatkę z naparstnicy zamiast miętowej. -Mniejsza z tym. Dlaczego mnie szukałeś, Jack? Jestem zmęczona i nie mam specjalnej ochoty na…
-No tak! – chłopak uderzył ręką w czoło. – Rybacy znaleźli kogoś w rzece!-Kolejny trup? Wczoraj w nocy słyszałam wycie wilków…
-Nie, nie! – przerwał jej. – Ten jest inny!
-Co ty…-Żyje!
-Żyje… - powtórzyła cicho.
Wczoraj w nocy prosiłam…-Chodź Lol, idziemy do twojego domu. Niedługo powinni tam dotrzeć. – Jack złapał kuzynkę za rękę i pociągnął ją za sobą.
***
Dworek Albarnów stał na skraju lasu, tuż przy północnych zboczach gór. Otaczał go ogród będący niegdyś powodem do dumy, teraz jednak zarósł i zdziczał. Przecinał go wartki strumień, który kilka kilometrów dalej wpadał do rzeki Bright. Jack wpadł do domu jak burza, Moll[/font]y biegła tuż za nim.
-Jack, pomóż mi w… - zaczęła.
-Słuchaj, wyjdę im na spotkanie, a ty przygotuj swoje cuda, Lolly.
Molly pokręciła głową i zdjęła płaszcz. Mimochodem spojrzała w lustro. Policzki miała zaczerwienione od biegu, a kruczoczarne, długie loki, sterczały jej na wszystkie strony.
Żywy… Odkąd rozpoczęły się te ataki ludzie boją się wychodzić z domów. Ta osoba… Nikt wcześniej nie przeżył… Z zamyślenia wyrwały ją krzyki dobiegające z zewnątrz. Jack wyciągnął rękę, aby otworzyć drzwi, ale w tym samym momencie do środka wbiegło dwóch rybaków. Jeden z nich niósł na plecach nieprzytomnego chłopca. Wydawał się niewiele starszy od Molly, złote kosmyki rozsypały się wokół jego bladej twarzy, pod oczami miał cienie.
-Zanieście go na górę, zaraz tam przyjdę. – zleciła Molly. – Jack, zajmiesz się tym.
-Tak jest, szefowo! – kuzyn zasalutował jej po żołniersku.
***
Kiedy Molly weszła do pokoju tajemniczy chłopak leżał już w łóżku.
-Lolly, zobacz. – Jack wskazał na jego lewą rękę. Widniały na niej ślady po dotkliwym pogryzieniu, poszarpany rękaw koszuli nosił liczne ślady krwi. – Pewnie zaatakowały go wilki. Może dlatego…
Urwał. Zdawało mu się, że ranny poruszył lekko palcami.
-Budzi się. – powiedziała Molly.
Chłopak powoli otworzył oczy. Molly wstrzymała oddech – jego prawe oko było szmaragdowozielone, a lewe rubinowe.