W mgiełce porannego deszczu
w krętych ścieżkach światła
wstaje z grobu przyroda
Spokojne bicie serca młodej duszy
wraz z delikatną niemowlęcą skórą
pokrywającą piekło wczorajszego dnia
Bawiąc się jak dziecko kolorami
pokrywa dziką szarzyzne chorej ziemi
Gdzieś w oddali rozbrzmiewają ciche głosy
ptasich dzwoneczków i owadzich churków
Światło odbija się od pierwszych cząsteczek tlenu
radośnie płynących z liści nowego drzewa życia
Z kokonów ukrytych przed dymiacym diabła okiem
rodzą się pierwsze motyle zorbrzmiewając tęczą
Z nor na wysypiskach, z grot pod blokami
wychodzą zwierzata i bawia się pod Boga dłonią
Jeszcze minuta i obudzi się serce człowieka
śpiące od wieków w zapomnianej dolinie
Nagle słychać wkoło jazgot zegarów
krzyczacych ze swych metrolpolii śmierci
znów słychać demoniczny wrzask
ludzkich ciał szukajacych ofiar
Jeszcze minuta...
Czemu jest szaro?
Poczekajmy do jutra
może Bóg znów wsktrzesi przyrodę