-Przecież na wakacjach byliśmy 3 dni!Potem było...-mówiła Martyna_W takim czasie nawet najbardziej pojętny pies, nie mozę nauczyć się imienia!
-No bo widzisz...Widzimy się , czasem...
-To znaczy, że ty się z nim widujesz?
-Ale on sam do mnie przychodzi!
-Tak!A ja jestem święta!-zdenerwowała się Martyna, wzięła na ręce psa i zatrzasnęła drzwiza sobą.Jacek stał dłuższą chwilę na klatce, patrząc na ciemno brązowe drzwi domu jego dawnej dziewczyny.Dawnej...Martyna jeszcze nie wyebaczyła Jackowi, tego numeru.
"Chyba już nigdy mi nie wybaczy...-myślał Jacek schodząc pop schodach-Co ja poradzę, że mi się jakaś Patrycja spodobała...Te jej oczy, takie niebieskie, jak niebo...A Marta, to ma oczy koloru stęchłej trawy jakiejś!Po co ja tu wogóle przyszedłem?!Powinienem o niej najzupełniej ZAPOMNIEĆ!!!"
Nagle Jacek zobaczył przed sobą Patrycję, która z szyderczym uśmiechem mówiła:
-Co?Byłeś u tej...Jak jej tam?Martyny?
-Ostatni raz!...
-Nie przejmuj się nią!Choć!Postawisz mi lody, co?
-Ok!
I poszli do lodziarni, a Martyna nie umiejąc pogodzić się z losem, usiadła na parapecie wielkiego i jedynego w jej pokoju okna.Zobaczyła ja Jaccek idzie z Patrycją pod rękę.Śmiali się, rozmawiali, jakby nigdy nic.Nagle Jacek pocałował Patrycje.Tego było już za wiele...
C.D.N...