sznurkowej przygody też doświadczyłam. Niewidoczny był i naprężony ja pędziłam i nadziałam się na to szyją. Odgięło mnie,odrzuciło do tyłu i już leżąc na ziemi usiłowałam złapać oddech.
No i chyba 3,albo 4 lata temu pływałam sobie w jeziorze. Były ze mną jeszcze 2 dziewczyny,i wszystkie byłyśmy 'oparte' o materac, a woda była głęboka. W pewnym momencie mój kuzyn zaczął rzucać w naszą stronę kamieniami. Odruchowo szarpnęłyśmy się wszystkie 3 w tył i w tym momencie nakrył nas materac, wpychając pod wodę. Chciałam wypłynąć, ale uderzyłam głową o materac. Spróbowałam z innej strony, ale to samo. Uderzałam głową w materac od spodu i nie mogłam się wydostać. Próbowałam jeszcze kilka razy i bez skutku. Zaczęło mi brakować powietrza i pomyślałam sobie całkiem serio,ale ze stoickim spokojem "cóż, no to się utopię"
(jak widać nawet w sprawach życia i śmierci poddaję się łatwo
). Pamiętam,że widziałam bąbelki w zielonej wodzie i zaczęłam nabierać wody w płuca.
Ale nagle udało mi się wydostać na powierzchnię,złapałam się materaca. I dopiero gdy byłam już bezpieczna, ogarną mnie strach. Krztusząc się i plując wodą dotarłam na brzeg, z walącym jak cholera sercem. Tego dnia już do wody nie weszłam.
Ale następnego dnia mi przeszło i pływałam cały dzień
aha - a dlaczego lekki,dmuchany materac stanowił barieę przed wypłynieciem i nie podnosił się gdy waliłam w niego głową usiłując wypłynąć ? Bo 2 dziewczyny które ze mną były, zdążyły wypłynąc i się na niego wdrapać, tym samym skutecznie go obciążając.
Do dzisiaj jestem zdziwiona,że tak łatwo się pogodziłam z tym,że mogę utonąć -żadnej walki,desperacji nic. Po prostu przestałam próbować i 'zawisłam;' w wodzie, nabierajac jej w płuca