ja zwykle myślę o wszystkich skrzywdzonych zwierzętach, o tych najokrutniejszych przypadkach, następnie o ludziach, którzy im to robią, dalej - co chciałabym im zrobić, a potem chwilka olśnienia, że nigdy nie zostaną ukarani.. i ryczę ze złości.
ale generalnie pomysł, żeby się rozpłakać, nachodzi mnie na kilka sekund przed tym, po prostu stwierdzam, że dla wzmocnienia efektu można byłoby uronić trochę łez - i jakoś samo wychodzi, bez myślenia o jakichś strasznych/smutnych rzeczach.
btw. na mnie myślenie o własnej śmierci i co byłoby potem na wpływ zupełnie inny, niż na większość ludzi, wręcz mnie dowartościowuje.. ale to takie prywatne małe zboczenie.