boshh nie chcę tego pisać,ale może lepiej jak to zrobię
może powoli się psychicznie nastawiisz....nie wiem czy czytałaś mój post kiedyś "Nie było wyboru
((" jeśli nie to go poszukaj.prawda jest taka,że mój rottek którego miałam 11 lat był pełen życia i poprostu pewnego dnia zaczely sie wymioty
później wizyta u weta,zmiany w zachowaniu psa,z radosnego dużego potworka zrobił się cichy,osowiały pies
( było wszystko źle....wet kazał dawać duzo wody,siemie lniane...po kilku dniach przyjść znowu.niestety zamiast lepiej było coraz gorzej...pies nic nie jadł...ciągle wymiotował
( pamiętam wszystko dokładnie....raz nie miał siły nawet wstać żebym mogła wyjść...leżał pod drzwiamy
w koncu wstal i zmienil miejsce lezenia....wyszłam z koleżankami i nagle przychodze do domu,brat płacze,psa nie ma,rodziców też nie
( odrazu złapałam za telefon i zadzwoniłam do mamy na komórkę
odebrała cała zapłakana,nie wiedzą co robić bo pies ma właśnie zapalenie jelit i albo uśpimy albo przez najbliższe kilka godzin zapadnie w śpiączkę a póxniej poprostu zdechnie
miałam podjąć decyzję....trudną ale podjęłam...nie dam mu się męczyć
( nie pożegnałam się...znaczy osobiście się z nim nie pożegnałam,ale moje serducho zostało przy nim
( mama póxniej mi mówiła,że jak przyjechali do domu to borys ciężko oddychał,tato wziął go do weta na rękach(rottweilera) i z płaczem zanosił go do samochodu...po drodze pies wymiotował krwią i żółcią...musieliśmy uspać;(( nie dało się nic zrobić
( strasznie mi go brakuje...mimo ze mam nowego pieska który jest dla mnie całym światem to borys zawsze był i będzie w moim serduchu najważniejszy...tyle lat razem
( żałuję że musiał odejść tak szybko przez jakąś pier****** chorobę
( gdyby nie ona pewnie byłby teraz przy mnie,biegał i sprawiał pełno radości wszystkim....ale odszedł i mam nadzieję,że ty tego przeżywać nie będziesz musiała...że w twoim przypadku da się coś zrobić...w moim niestety nic się nie dało
(