Zaczęło się od tego jak mój pies na wsi wytarzał się we wszystkim paskudztwie jakie mogło być, następnie gdy wbiegł do domku to pobrudził wszystkie łóżka, podłogę i byłam zmuszona ją umyć... była niedziela, 10km do najbliższego sklepu a ja nie mam nawet szarego mydła. Więc umyłam ją zwykłym zapachowym mydłem bo nie miałam innego wyjścia.
I tutaj za moją głupotę skarało psa, bo nabawiła się łupieżu, który na szczęście już po jednej kąpieli psa w szamponie przeciwłupieżowym zniknął.
Jednak problem się nie skończył, pies ma męczący świąd na całym ciele (najbardziej grzbiet, brzuch, klatka piersiowa, szyja). Kilka razy dziennie muszę ją drapać w niedostępnych dla niej miejscach, czeszę ją codziennie, dziś akurat znów ją umyłam szamponem i świąd na razie ustał. Nie wiem do czego doprowadziłam przez własną głupotę własnego psa, stawiam na jakieś zapalenie skóry czy coś podobnego. W dodatku rozdrapała sobie do krwi szyje, dziś idziemy do weterynarza.