Ogólnie rzecz biorąc, sytuacja świadomości polskiego społeczeństwa w kwestii polskiej fauny i flory oraz ochrony środowiska nie jest najlepsza ...
na jednym z for przyrodniczych toczy się ciekawa dyskusja na temat, czy rolnicy mają negatywny wpływ na naszą przyrodę, zdania mieszkających na wsi miłośników przyrody pokazują, że tak, że dla rolnika liczy się tylko kasa, a każde zwierzę nie należące do niego to " szkodnik ":
Rolnik miłujący przyrodę- to mit, miła idealistyczna opowiastka. Popatrzeć co dzieje się w większych ( i mniejszych )gospodarstwach na terenach o dobrych glebach- ile ocalało zadrzewień śródpolnych, drzew przy zabudowaniach, jak zaorywane są łąki, osuszane tereny podmokłe, jak płyną do rowów szamba. To co bieżemy za przywiązanie do przyrody jest właściwie tylko brakiem środków do jej zniszczenia. Kiedy większe pieniądze się pojawiają można wynająć spychacz, koparkę, kupić piłę i hulaj dusza.
Mówisz o skowronku czy jaskółce że są szanowane, tak może i są ale tylko dlatego że nie wchodzą w drogę gospodarzowi i nie powodują strat. Z bocianem już nie jest tak różowo, wystarczy że przechwyci trochę młodego drobiu z podwórka a miłość zamienia się w... Dzisiejszy rolnik liczy tylko zyski i straty a reszta go nic nie obchodzi. Dla rolnika przyroda była jest i będzie nie ważne jaka, Ważne by dawała obfite plony.
Któż to, jak nie rozmiłowany w ludowej kulturze Kazimierz Grześkowiak, śpiewał przed laty "Chłop żywemu nie przepuści, jak sie żywe napatoczy...".
Kultywowanie mitu o wyjątkowo przychylnym przyrodzie nastawieniu chłopów nie służy ani im ani społeczeństwu. Jest różnie są rolnicy i lubiący przyrodę i tacy którzy wydusiliby wszystko co żyje. Prawidłowość jest jedna- gdy podejmuje się decyzje w gospodarstwie, dobro przyrody jest bodaj na ostatnim miejscu wśród rozpatrywanych argumentów. Bynajmniej nie decyduje o tym ubóstwo- ono przynajmniej mogłoby usprawiedliwiać.
Powiedz mi dlaczego rolnik, właściciel dobrego samochodu ( z wiatrówki wróble wytłukł bo mu cenne autko obs.....), ładnego domu i beneficjent unijnego wsparcia wartości 200 000 złotych wypompowuje szambo do przydrożnego rowu. Globalizacja i intensyfikacja wymusza to? Brak świadomości, bieda?- Nie, on to robi bo jest to opłacalne, nie spotyka się z potępieniem otoczenia ani karą ze strony gminnej administracji. Tak robi cała wieś. Tenże sam rolnik ma za stodołą miejsce na wielkie ognisko w którym płoną odpady z gospodarstwa. Co dzieje się z liśćmi i skoszoną trawą- też są spalane, mimo że ziemia pozbawiona od wielu lat obornika woła o nawóz organiczny. Tak jest najwygodniej. Zresztą, wkrótce nie będzie liści- wytnie się drzewa, które śmiecą i posadzi praktyczne iglaki.
Kiedyś rozmawiałem z pracownikiem gminnej administracji.
- Jak to będzie, gdy wreszcie dostaniecie pieniądze z waszych wiatraków- przestaną chłopy wylewać szamba do rowów i wywozić śmieci do lasu? Uporacie się z tym?
- Eee tam...- skrzywił się boleśnie- Kto by to ruszał, panie zjedliby nas. Ktoby na wójta głosował.
Powiedz chłopu, że ma coś zrobić dla dobra przyrody i to coś kosztowałoby choć odrobinę
( pieniędzy, pracy, wysiłku myślowego) - to dowiesz się darius co myśli on o Tobie i o
przyrodzie.
Przykłady z życia wzięte, pochodzące z jednej z polskich wsi, w której mieszkałem:
- wszyscy wylewają szambo do pobliskich rowów melioracyjnych a to trafia po 2-3 kilometrach do jeziora. Oczywiście problemem jest brak kanalizacji. Beczkowóz świadczy tam usługi ale... tylko dla jednego gospodarstwa, dlatego, że z 3 stron jest otoczone przez inne a od 4-tej graniczy z drogą,
- dokarmianie ptaków zimą to fikcja - robiłem to tylko ja. Pozostałe karmniki były ozdobą przydomowych ogródków lub fanaberią dzieci i wnuczków, gdzie pokarm lądował 1 raz na 2 tygodnie,
- nie ma ochrony zadrzewień. Każdy wycina tyle ile chce, a w przypadku nieotrzymania zgody z urzędu, nawierca drzewo i wlewa trochę chemii. Usprawiedliwiam jednak tych mieszkańców, którzy robią to z powodu złej sytuacji socjalnej,
- z roku na rok, łąka otaczająca jezioro, zwęża się o kilkadziesiąt centymetrów na rzecz pola,
- odpady spalane są w piecach a do kubłów trafia to co wytwarza za dużo czarnego dymu, a po co sąsiedzi mają gadać,
- wypalanie łąk cały czas trwa, oczywiście w mniejszym zakresie niż kiedyś lecz ludzi nie przekonuje aspekt przyrodniczy, tylko brak dopłat i surowe mandaty,
- "szkodniki" dostają szpadlem po łbie, nawet jeśli danemu gospodarzowi nie wyrządziły żadnej szkody, tylko przebiegały przez posesję
http://forum.przyroda.org/topics4/rolnicy-czy-czynia-tylko-zlo-przyrodzie-vt14268.htmi to jest, niestety, życie
życie w świecie, w którym liczy się tylko pieniądz i własne dobro
to rolnicy, domagają się największych odstrzałów dzikich zwierząt, to oni są pokazywani też jako ci biedni, poszkodowani przez resztę społeczeństwa i gnębieni przez dzikie zwierzęta, oczywiście, są biedni rolnicy, ale są też tacy, którzy dbają tylko o siebie kosztem przyrody.
Jeden z moich rozmówców, przeciwnik myśliwych, uważa, że wystarczy nie strzelać do zwierząt w PN i obstawić wszystkie pola uprawne ambonami myśliwskimi i walić do dzikich zwierząt czyniących szkody, fakt iż owe szkody nie są wcale aż tak wygórowane / 55-60 milionów zł w skali całego kraju na rok + szkody za gatunki chronione / i że nie mają one wpływu na gospodarkę rolną, jakoś doń nie przemawia
a moim zdaniem, nie tędy droga, należy dążyć do tego, żeby człowiek nie wywierał tak dużej presji na dzikie zwierzęta, dążąc do ich zabijania za wszelką cenę, myślę, ze to Skarb Państwa powinien wypłacać odszkodowania rolnikom i powinien to robić na tyle szybko i skutecznie, aby rolnik zrozumiał, ze lepiej aby " chłop żywemu przepuścił ' i dostał kasę, niż by wymierzał sprawiedliwość na własną rękę.
Należałoby zaprzestać tuczenia dzików poprzez ich dokarmianie, może też właściciele wielohektarowych upraw kukurydzy powinni by płacić specjalny podatek? - sam nie wiem.
Kolejnym problemem jest to, że obecnie zwierzęta to tylko kasa i nic więcej: myśliwi " hodują " dzikie zwierzęta i zależy im tylko na tym, aby gatunków jadalnych było jak najwięcej, przy czym, jakieś tam " dobro przyrody ' się nie liczy, liczy się dobro myśliwego
sami myśliwi przyznają, że nie ma problemów z zabijaniem zwierząt w tzw. " świętych gajach ", czyli w Parkach Narodowych, ba!, nie ma problemu z dostaniem odstrzału redukcyjnego na wilka, bobra, kormorana, wydrę, itp. i że tylko " nawiedzeni " myślą, iż PN są bezpieczne, nic z tych rzeczy
mało tego, twierdzą oni, że nawet niektóre organizacje przyrodnicze/ np. WWF / popierają komercyjne odstrzały, np . wilków, tak aby na nich zarabiać / podobnie zarabia się już na żubrach /
http://www.joen.lu/pdf2/WWF%20Jagd%20DE.PDF WWF ma popierać sprzedaż licencji na polowanie i finansowanie z pozyskanych w ten sposób funduszy ochrony środowiska i ochrony gatunkowej i że są to przyrodnicy-realiści, w przeciwieństwie do reszty " nawiedzonych ":
Pomijajac wilka. W Polsce tego typu rozwiazania moga np. dotyczyc ew.
sprzedazy licencji na odstrzal bobra, ktorego planuje sie corocznie do odstrzalu
kilkaset sztuk, badz komercyjnej oferty polowan na kopytne w Swietych Gajach,
ktorych tam pada - jak dobrze leci - poltora tysiaca sztuk - mniej lub wiecej
trofeowych. Na przeszkodzie wykorzystaniu srodkow uzyskanych na tej drodze
stoi glownie ideologiczne nieracjonalne zaslepienie odpowiedzialnych za
ohrone pszyrody ( NIK podczas kontroli przeprowadzanej w parkach narodowych
kilka lat temu krytykowal otwarcie ten stan rzeczy).
Do tego trzeba dodac element lokalnego polskiego kolorytu. Odstrzalu redukcjnego
w Swietych Przybytkach dokonuja nie tylko ich pracowicy, personel,
lecz rowniez "selekcjonerzy" z warszawki czyli polujacy z nadrzednych organow.
Ktorym zapewnie na zmianie obecnego status quo w gestii tego KTO i za ile ma
traktowac Swiete Zwierzatka niespecjalnie zalezy.
http://www.forum.lasypolskie.pl/viewtopic.php?p=419525#419525jak więc widać, mamy w Polsce bardzo dużo roboty, przede wszystkim chodzi o to, żeby zmienić postrzeganie dzikich zwierząt w społeczeństwie i żeby przeciętny Kowalski nie traktował dzikich zwierząt jako źródła kasy, tylko jako nasze wspólne dobro narodowe.